Dręczą mnie nierozwiązane konflikty z obcymi. Cały spacer do domu, czasem nawet dłużej, myślę dlaczego ten kierowca zatrzasnął mi przed nosem drzwi i odjechał, gdy wyszłam z autobusu na zajezdni tylko by wyrzucić chusteczkę do śmieci. Źle byłam ubrana? Czy kojarzyłam mu się dziewczynką, która umoczyła kucyk w farbie jego córce? Byłam zbyt szarmancka? Wprost przeciwnie, bezbarwna? Na to pierwsze wskazują nieubłaganie nudne gesty o seksie oralnym wykonywane ( tylko dla mnie !) przez chłopców z białego punto. Bo wracałam na piechotę. Panie kierowco, czemu jednego razu pisałam do Pana listy miłosne? Biegłam 100m na przystanek, z dwoma torbami i tubą, na obcasach, biegłam, pan na mnie patrzył ale oczywiście nawet się nie odwrócił na 'dziękuję'. Czemu dzisiaj nie? Kto Pan dzisiaj był?
No więc męczyłam się. Powiedziałam wszystkim, którzy chcieli słuchać i wysprzątałam pokój.
Dzisiaj stopy jakoś łatwo odskakiwały od twardego chodnika, wiatr wiał. Patrzyli na moje nogi, nie zakładać tych rajstop. Rytm mi wygrywają tylko basy, jest jeszcze bardzo wysoki głos, przechodzą mnie dreszcze, gdy fałszuje.
Poszłam po lody na stację benzynową. Kliknęły i rozsunęły się gładko (jak na wacikach maczanych w smole) szklane ścianki, więc weszłam rozglądając się autystycznie (tak lubię) za lodówką. Jest, idę. Patrzą na nogi. Szybciej szybciej jestem biorę, do kasy. Za kasą nogi moje są najbezpieczniejsze i z pewnościa niewidoczne. Uciekać. Idę drożynką w trawach, żeby Ci z punto nie widzieli moich nóg , jak lekko! Panie kierowco, taką mnie Pan utracił