Czy chciałbyś, żeby Twoja spocona, zaśliniona mordka wygrała plebiscyt na Zdjęcie Tygodnia w kategorii witajcie na świecie? Ja bym chciała. Tylko moje w kolorze, zajmuje A6. Mam misiowy kocyk od taty, a na skroni resztkę soków od mamy.
Rodzenie jest okrutnym zwyczajem. Bardzo boję się momentu, w którym ciało zacznie być o niebo ważniejsze niż uczucia, a będzie to trwało niecały rok. Dochodzą do tego zmiany i obawy i hormony, to wszystko zmieszać w brzuchu, wielkim, pięknym i różnokolorowym, można udekorować naklejkami w kwiatki i rysunkami, jak gips, chcesz się podpisać? Wyżej uśmiech, promienie z zębów. Jedynym wyjściem zdaje się potraktować na poważnie nakazy dbania o brzuch, puszczania mu mozarta i gadania w gronie przyszłych mam. Magazyn Dziecko.
Jeśli olać jaśniutkie filmy o trudach, radościach i kupie śmiechu, robi się bardzo smutno. Przeraża mnie intymność i dosłowność tego zwyczaju, brak czasu i gonitwa. Ogromna samotność w świeżo powstałym związku, między człowiekiem, a jego pachnącym stworzeniem. Mam pewne podstawy, aby podejrzewać, że będę zaciskała zęby przez pierwsze 3 lata. Nie umiem gaworzyć do dzieci. Współczuję im kontaktu ze mną. Byłabym najsmutniejsza na świecie, będąc moim dzieckiem.
Koi tylko myśl, że to będzie ktoś różny i nowy i miejmy nadzieję o wiele głupszy lub o wiele mądrzejszy już na samym początku. Oby nie wdzięczny.