W każdym razie w ramach rozrywek gram w szczęśliwy upadek, który naprawdę jest szczęśliwy. Nie ma tam żadnego tekstu, co mi odpowiada, bo czytanie nie rozrywa. Czynności też nie rozrywają, tylko patrzenie.
Muszę się przyznać, że do tej pory nie doceniałam telewizji. Teraz wydaje mi się totalna i nie do ogarnięcia. Śnią mi się po nocach głównie szczęśliwe upadki i telewizja. W tej telewizji jest jak w sklepie, tylko wszystko za darmo. Można podziwiać obrazy natury przez 10 min, można oglądać realne i wiarygodne szczęście z płaczem, a nawet bez płaczu, czasami.
Sporo mi się śni, codziennie co innego. Gdy nie planuję pogrzebów i sprowadzania zwłok, zazwyczaj jest to coś płynącego wartko i z sensem. Gryzie mnie na festiwalu muzycznym organizowanym w dziecięcym szpitalu zakaźnym meszka. Moja skóra twardnieje, grudkuje, stepy na przedramieniu z ładnymi kanionkami. Pani w przychodni otwiera klatkę z dwoma, naprawdę malutkimi krukami, które dziobiąc rozkosznie docierają do poprawnej diagnozy schorzenia.