piątek, 22 czerwca 2012

zgadywanie

Tu, wśród ogólnej, a pozornej praworządności pojawiła się wątpliwość. Właśnie u mnie, bo matka moja, od dawna biegła w sztukach wykraczających poza ludzką percepcję i przyzwyczajenie, nagle i jakoś szarmancko zajęła się organizacją życia towarzyskiego(a pewnie też bezpieczeństwa w trakcie podróży) osobom, których nigdy nie kochała. Na moje głębokie ukłony telefoniczne odpowiadała, że nic nie rozumie i dziękuje. Przez otwarte okno podawała mi ciszę i matecznik.
Ze strachu przed zmianą dni na coraz poważniejsze i potrzeby skutecznego doprowadzenia pewnych spraw do szczęśliwego końca, ojciec mój przyszedł i hodował mnie czule, budząc jednocześnie. Przesada w  nadzorze i bach, pomysł: będzie noc czegoś. Co do mnie, to reaguję ściągając ciepłą kurtkę w puszystypuch, w której spałam dotychczas, poczułam trochę potu na karku.
Wykonałam telefon, miałam zapewnienie, że zmiana kierunku da pozytywne rezultaty i muszę sobie koniec końców czegoś odmówić. Odmawiam sobie mówiąc jemu. Przymknęłam trochę otwarte okno i rozwinęłam kawałek okna. Zostałam sama i razem z najbardziej rozwiązłą z małpek łaziłam sobie po pokoju i czasem nad ścianami. Zrobiło się w międzyczasie naprawdę ciemno. Dostałam kawę pachnącą jak kawa. Piłam sakramentalnie odchylając się na fotelu przy każdym łyku. Magdalena mi szepce, że buża idzie. K mi mówi. Wracam do punktu wyjścia, zaczynam się trząść i przesuwać doniczkę. Pochylona nad czymś niepotrzebnym, trzymana i zabierana na przemian co oddech, biorę czasem dla siebie coś najłatwiejszego i najprzyjemniejszego. Tym razem wzięłam sobie chwilę.
Są światła i pojawia się kompozycja. Gdy zdjęłam dłonie z niebezpiecznych urządzeń elektrycznych, światło momentalnie zapaliło latarnię na przeciwko mojego, przypominam, trochę otwartego okna. Ja wszystko słyszę bez problemu, ogólny zarys koncepcji emocjonalnych jest teraz w fazie kwalifikacyjnej, przed rozpatrzeniem. Mogiła, pojawił się.