Budzę się mimochodem, przy okropnych hałasach kroków w pustym mieszkaniu, ktoś otwiera moje drzwi i światło pada na ścianę przy krzywej szafie, mężczyzna krzyczy halo, halo. Nie wchodzi dalej, nie widzi mnie w pościeli, więc opadam ponownie i mam nadzieję, że już tej krzykaniny nie powtórzy. Nawet przez chwilę nie zastanawiam się, kim jest włamywacz do zamkniętego mieszkania, ba, zamkniętego pokoju. Drzwi otwierają się ponownie, tym razem odpowiadam. Mężczyzna peszy się i nie zamykając drzwi mówi, że poczeka na korytarzu. Wstaję i przy całej mojej niesłychanej przytomności najpierw podchodzę do lustra, żeby przypomnieć sobie, jak wyglądam. Jeszcze by się mężczyzna dodatkowo speszył na zaspaną i roznegliżowaną nastolatę.
No to wyszłam, a na korytarzu okropnie spalona twarz, głowa gładziutka, lat około 40. Odstające uszy, kurtka jednoznacznie usprawiedliwiająca jego włamanie i oczy, które patrzą GORĄCO. Bardziej gorącego spojrzenia nie widziałam naprawdę nigdy, może to niebieskie oczy na czerwonej twarzy. Okropnie cieszy się na mój widok, mówi z azjatyckim (jak to) akcentem. Jestem porażona i budzę się momentalnie.
Podekscytowany melduje, że nie działają nam czujki alarmowe. Lecimy razem do kuchni wyprzedzając się po drodze kilkukrotnie, przerywamy sobie nawzajem słowotokami. Docieramy do ciemnego pokoju i oto nasz problem, nasza nieprzespana noc i jednocześnie najlepsze, co nas tej nocy spotkało: oto brakuje zwyczajowo migającego światełka na czujce. Na obu czujkach, cholera
* * *
2708 dzwonię. Pytam Andrew, czy jeszcze mi coś dzisiaj wydrukuje. Stoję jak głupia na środku biblioteki pośród uczniów, przy jedynym kabelkowym telefonie dostępnym prawdopodobnie w promieniu kilometrów. Stoję mając nadzieję, że dobrze zapamiętałam wszystko, o czym miałam pamiętać. Wiedziona ciekawością staram się sama odnaleźć drugi koniec kabelka. Jakaś szczupła Pani klepie mnie po ramieniu w korytarzu tylko dla obsługi, idę aż do siedziby firmy POSTER PLUS. Andrew jest szalenie nieśmiały i widzi, w jakim jestem stanie. Andrew spartolił robotę, godzinę później dał mi w prezencie dodatkowe kilkadziesiąt minut niezasłużonego stresu, bo nie zmierzył moich wydruków. Andrew dał mi usiąść w swoim fotelu i chodził jak jakiś młodzieniaszek, który lubi fizykę i dziewczyny, wszystko jedno jakie. Piłam kawkę z automatu, a on nieśmiało spytał, czy jeszcze model czy już idę spać. Ma brzydką, długą ale okrągłą, ciekawą twarz, czarne włosy do ramion tłuste jak moje, koszulę włożoną w spodnie tak, żeby uwydatniać brzuszek i jeansy niezgrabnie dopasowane do skórzanych, wypastowanych, wiązanych butów. Czasami się jąka i wtedy szybko decyduje się na koniec zdania. Jest anglikiem, ale często dokańczam jego zdanie. Jestem z Polski, bo nie spytał.