niedziela, 15 kwietnia 2012

wszystko

Rzeżuszka puszcza mi się w powietrze błyszcząco i zielonkawo. Przereklamowane słońce jest w stanie zdziałać kilka razy mniej od lampki z żarówką 60 W, energooszczędną i ekologiczną. Możliwe, że dla wielu to powód do złorzeczenia i conajmniej eseju; ja nie umiem i boję się podejmować. Za to, w ramach wynagrodzenia: potrafię dzisiaj wymienić imiona wszystkich bohaterów gry o tron, ktoś mi w piątek opowiedział całą fabułę.
Jeden niby jest w basenie, ale jakoś te koralowce nachalnie rzucają się w oczy. Inni już prawie się przytulają bez skrępowania, na tańczące biodra jednej połowy patrzę onieśmielona. Nic się nie dzieje. Puszczam sobie piosenki, których słuchałam z mojej pierwszej empetrójki, gdy w cenie była umiejętność spamiętania kolejności nagranych piosenek. Podobają mi się pewnie jeszcze bardziej, niż wtedy. Nie znam nikogo do dzielenia się nimi, tym bardziej do tańczenia. Strasznie mi miło słyszeć czasem coś z pokoju Kuby. Moje biurko cierpiące na zły projekt (mój), chybocze się od impulsów z tańczących łokci, czyli ok.

Mama może w piątki ubierać się do pracy trochę luźniej. Ja ostatnio mogłam w piątek przynosić do przedszkola swoje własne zabawki. Plecak z Herkulesem odkładałam pod ścianą, w nim myszka miki do wkładania kartoników z grami do przyciskania i rozwiązywania zagadek. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek wie, co mogę mieć na myśli, narysuję.
Umówiona jestem z Bartkiem we wrześniu, jak co wrzesień, z czerwonym balonikiem przed wejściem do przedszkola.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz