sobota, 21 grudnia 2013

izm

Ponownie nauczyłam się włączać czajnik i telewizor oraz liczyć schody przy wyłączonym świetle. Myślę o tym, gdy z prawdziwą wdzięcznością przyjmuję drżenia czaszki prawie nie do wytrzymania dla kogoś tak głupiego, jak ja. Nie schodzę z fotela jeszcze długo, z czaszką wypełnioną rozkoszą, bólem aż do zająknięcia, spod najsuchszych włosów palaczki. Zaraz będzie koniec, wgryzam się w specjalny papierek wierząc chętnie, że jeszcze jest coś do poprawy i posiedzę jeszcze chwilkę. Wstaję w końcu, palaczka już dawno przestała mówić do mnie 'już, słoneczko, już... już prawie', teraz pyta o wyjazd. 'Niedobra jestem, wiem... wiem.' Trochę później nurkuję w sarkofagu i z ogromnym trudem wstaję od mojego ulubionego urządzenia pokojowego SANICO FH 901 2000W. Stresuję się jak jasna cholera. Jak jasna cholera, mówię przecież. Boli mnie brzuch, jest mi zimno jak jasna cholera. Oczy mi się kleją, jak tu patrzeć. Odpisuję Mu na klęczkach i podoba mi się ciepło nad kolanami. Jakaś zupełnie żenująca wymiana zdań przynosi dodatkowe osłabienie- siedzę przed absurdalnie długim monitorem, dokładnie takim, który jest niepotrzebny. Nic już nie mogę mówić i posiedzimy w tym stanie jeszcze bardzo długo.
Wszystko spakowane.  Kiedy powiem na głos, że idę, to wyjdę. 
Tutaj zaczyna się na chwilę robić nieźle, dopóki nie przychodzi gość. Wtedy jeszcze wydzieram z papieru w rolce piękną girlandę, podobają mi się parki, wszyscy mają na imię anahita albo mariusz. Gospodarze kręcą piruety, najważniejsi pod schludnym, domowym stropem. Przychodzi drżenie głowy bolesne. Drży mi głos, nie umiem ustawić nogi na nodze. Zapominam, w której dłoni trzymam kieliszek i dla pewności zawsze przekładam do drugiej, nie wiem czy wyjść się przywitać, czy nie, wychodzę. Ale normalny! Ręce zaczynają drżeć tak bardzo, że przestaję ufać Anahitom, nie dość, że nie chcą mnie zaprowadzić do łóżka, to nawet nie pytają czy chcę więcej kompotu. Nie mam gdzie iść. Tak cholernie bardzo nie mam gdzie iść. Ruszam z ofensywą na balkon i lalkę - klapa. Gość wyraża sympatię i mamy zamiar rozmawiać. Dobrze. Nie powinnam była wcale przychodzić. Gość taki normalny, ale i tak powstydzę się zrozumieć, czemu ręce nigdy nie przestają drżeć w złości, zawiści i niemocy i uległości. Uległość mi zwycięża, drżymy nogami. 'Niedobra jestem, wiem... wiem' Jest mi tak szkoda tego wszystkiego i nas obojga. Dobry gość szepcze, dobry gospodarz tuli. Go. Już jakoś przyjęłam to drżenie za pewnik, a używki nawet potęgują. Co chcę puścić? Siada obok mnie? Ty skurwielu bez zapachu. Powinno się opisywać ludzi dla notatki, żeby wiedzieć o co chodzi. Mamy takie tematy nasze wspólne, wybór smutnych i najgłupszych tematów. Sporo uśmiechów, że wspaniale zobaczyć, że tamte sprawy to naprawdę największa chujnia, o jakiej możemy pomyśleć. Uśmiechy odchodzą, teraz będzie Opiekun, tyle lepkiego śluzu. Ile my mamy lat, żeby to wszystko po kolei robić? Ja tylko chcę wyjść. Nie drżę już, co nagle zauważam, jednak już wtedy opiekun nie daje usiąść na podłodze. Nie wiem, jak było w Szkocji. Nie można łatwo wyjść. Ostatnie reszteczki mojego uroku odchodzą zapomniane przy kolejnych szklankach wody i moim cieście, całkowicie niepotrzebnym i nachalnym. Urobiona, wyniuchana, wyprawiona do domu ruszam do wykochanego auta i kierowcy wraz z moim największym jak do tej pory ciężarem. Nikt nie chciałby być nikim z tych wymienionych. Dlatego zgadzamy się na kolejne ostateczne wersje tej nocy. Na wpół skutecznie.

czwartek, 12 grudnia 2013

Poniedzielica

Przy wyjściu z klatki schodowej na tylne ogródki zostaje zatrzymany przez starszego pana. Pan zbiera dwoma palcami, z nagich bioder i koszuli kłębki kurzu, w tym kłębki trudno rozróżnialnej od kurzu, trochę bardziej zielonkawej poniedzielicy. Mówi, że poniedzielica jest bardzo toksyczna i już pewnie wdychał ją wystarczająco długo, aby umrzeć.
Wyrywa się panu, biegnie do drzwi i na porośnięty na szaro zagajnik. Jest siatka zakończona ostrym. Podeszli dwaj mężczyźni, pozostają naprzeciwko siebie po obu stronach siatki. Pytają go, czy woli krew czy po głowach. Jeden z nich po naszej stronie siatki rzuca się na nią, siatka ugina się nieco. Wskakuje mu na głowę i potem na głowę drugiego, ucieka niezauważalnie zadraśnięty, czysty (?) od poniedzielicy.