środa, 25 lutego 2015

\Tak mi się z Wami łatwo żyje\

Śnił mi się dzisiaj zjazd do gondolek o szesnastej pięćdziesiąt, pomysł jak niedopracowany szczegół, skręca mnie i rozluźnia niedola natłoku koncepcji, jak w sytuacji ze stopą i kamykiem w bucie, każe wrócić wszystkiemu, całej tej przyjemności, dobru, czułości, łatwości, chociaż trochę dokładniej, raz, dla porządku i konsekwencji, no i oczywiście do realizacji koncepcji niczym samogwałtu. Piszę o wszystkim nieświadoma własnych słów, przecież okazywanie wdzięczności i czułości to dla mnie szybko wciągająca delicja. Mogę mieć w pewnych chwilach problemy z kontrolą, cytując wyrywkowo pewnego klasyka, z tytułu sentymentów, które ludzie dużo piękniejsi ode mnie z niejasnych przyczyn do mnie odczuwają, czego już teraz żałuję.

Przede mną widzę zdjęcie dwóch braci na polu namiotowym. Obok mam żyletkę i krem. Została mi nadal herbata, sos pomidorowy, jedna chińska zupka. Właśnie spisałam dokładnie: obczajamy, która jest godzina na wzgórzu orso bruno, ale nie wygląda wcale jak orso bruno. zjeżdżamy na łeb na szyję do tego barku, przy którym swoją siedzibę najwyraźniej ma firemka Foto Bernardi, tam zbieramy się wszyscy. z autentyków, zjazd przed przed ostatniego dnia, gdy na stoku 23 mijałam prawie całe Melo zaliczam do najbardziej euforycznych zjazdów, jeśli nie nazwać go po prostu najbardziej euforycznym, kurwa, przecież ja tam cisnęłam po linii i krzyczałam do wszystkich, których znałam, po imieniu! Czy ktoś to słyszał i pamięta, w jakim byłam stanie? Jezu, wychodzę.

Jakoś nie wyszłam, ktoś wszedł do domu. Rozłożona mapa i trzy hasła na karteczce nie do wyrzucenia, jeszcze. To się działo po zjazdach i przed zjazdami, same zjazdy i wjazdy. Rośnie we mnie trochę bardzo stałej i uważnej siły, bo omijała mnie ostatnio niezasłużenie. Postaram się omijać wątki miłosne, rażę samą siebie nachalnością już kilka pięknych lat. Wątki fascynacji bezwzględnością, chamstwem i siłą przewijam równie świadomie, co narzucam spojrzenia z bliska na bliską twarz, przytrzymuję o wiele dłużej, aż do ciepła, niezasłużone przyjemności. Pomijam zupełnie tęsknotę, nie jest jedną ze składowych, nie jest nawet inną częścią o składowych. Chyba robię wszystko dobrze, skoro wszystko rozumiem.
Czy znów się mylę?

---------

< okrążyłam pozamykany dworzec, usiadłam na ławce naprzeciwko fontanny, na tej z działającą latarnią. Zapalam, obok mnie zatrzymuje się dwóch śniadych mężczyzn. Rozbierają się. Na podkoszulki wkładają białe koszule, na koszule czarne togi, stroje duchownych obrządku wschodniego. Zabierają plecaki i kurtki, znikają za filarem. Oglądają się za mną, jestem sama z nimi w centrum miasta. Rozmawiają. Jest 3:15. Podchodzi niski mężczyzna około czterdziestki, mokasyny, brzydki kaszkiet, zamszowa kurtka, dobre oczy, ciemne włosy i ciemne rzęsy >

-przepraszam, mówisz po angielsku? nie wiesz, która godzina?

Zdaje się, że 3:15

-a nie wiesz może o której odjeżdża pierwszy pociąg?

podobno około 5:00, to jeszcze za jakiś czas. Dworzec otwierają między 4 i 4:30.

-Masz dobry akcent, skąd jesteś?

Z Polski.

-Wow, z Polski.

A ty skąd jesteś?

-Z Irlandii.

Nie poznałabym po akcencie.

-No widzisz, ja nie jestem jak większość Irlandczyków, Jezu, nie uwierzyłabyś kim ja jestem.
I co tutaj robisz?

Czekam na pociąg.

-Ja pierdole, czekasz na pociąg? A o której jest Twój pociąg?

o 5:00.

-O ja pierdole. A która jest teraz godzina?

3:15

-Ja pierdole. I nie jest Ci tutaj zimno?

Nie, jest ok.

-Nie wierzę. Musisz naprawdę marznąć, przecież widzę, że marzniesz. Ja nie jestem taki jak inni, Ty nie masz pojęcia, nie uwierzyłabyś, kim ja jestem. I dokąd masz ten pociąg?

Na lotnisko.

-O, a dokąd lecisz?

Do Domu. Do Polski.

-O rany, to czeka Cię pewnie bardzo długa podróż? 6-8 godzin?

Nie, samolotem lecę o wiele krócej, 2 godziny.

-Ja pierdole, czyli siedzisz tutaj, czekasz na pociąg, który zawiezie Cię do...?

Na lotnisko. a potem samolot do domu.

-O ja pierdole. Nie uwierzyłabyś, gdybym Ci powiedział czym ja się zajmuję. Czym ty się zajmujesz?

Studiuję.

-Ja pierdole, nie uwierzyłabyś, kompletnie nie uwierzyłabyś, co ja robię.

Co robisz? Siadaj. Chcesz papierosa?

-Nie ma gdzie usiąść, zimno, postoję, Ty siedź, siedź, masz szalik, cieplej Ci będzie siedzieć.
Jesteś tutaj całkiem sama? i czekasz na pociąg na ulicy, w nocy, zimno jest, dlaczego? Dlaczego jesteś sama? zupełnie tego nie rozumiem.

<Duchowni mijają nas>

Czuję się dobrze. Nie jest mi zimno, Tobie jest, jesteś raczej pijany.

-Ja już nigdy nie będę pił, o mnie się nie martw. Spokojnie, mam dziewczynę, tylko się pokłóciliśmy, więc poszedłem się napić i teraz chcę wrócić do domu. Ale zostanę z Tobą aż do pociągu, no bo, ja pierdole, naprawdę czekasz tu sama? I o której masz pociąg?

o 5:00.

-a która godzina jest teraz?

3:20

-Ja pierdole, co za sytuacja.

Więc czym się zajmujesz?

-Jestem psychologiem. Jestem psychologiem, który bada szympansy i goryle. Nie uwierzyłabyś, czym się zajmuję.

Zdaje się, że uwierzę. Czym się zajmujesz?

-Nie uwierzyłabyś. Na świecie jest może z 50 osób, które zajmują się tym, co ja. Nigdy w życiu byś nie uwierzyła, kogo przypadkiem spotkałaś.

Czy mogę dopytać o więcej?

-Nie ma sensu, coś Ty. Nie podaję Ci mojego imienia i nie chcę znać Twojego, nie interesuje mnie to w ogóle. Ja jestem profesorem. I siedzisz tutaj sama. Słuchaj, zapomnij kompletnie o tym, co Ci przed chwilą powiedziałem, spróbuj przynajmniej. Odpowiedz mi na jedno pytanie, ok? Co ty tutaj robisz?

Podróżuję, w tym momencie jestem już w podróży.

-Jak to w podróży, przecież siedzisz. Co robisz teraz? Zapomnij o tym, co Ci powiedziałem, co robisz?

Czekam na pociąg.

-Na jaki pociąg?

Na pociąg na lotnisko.

-O której on będzie?

O 5:00

-A która jest teraz godzina?

3:30

-Aha.
Słuchaj, nie musisz się mnie obawiać, Ty nie wiesz, kim ja jestem. Ale serio, raczej powinnaś, czuję się trochę, jakbym Ci się narzucał.

Nie, jest ok. Nawet nie jest aż tak zimno.

-Ja pierdole, siedzisz tutaj kompletnie sama, to jest dla mnie nie do pojęcia.

+ Dzień dobry! Jak się macie

- dzień dobry

+ Skąd jesteś?

- Z Irlandii

+ O, czyli Kensington?

- Tak, to taka ulica w Londynie.

+ No! Ja dużo podróżuję, lubię podróżować.

- A Ty skąd jesteś?

+ Ja jestem z Zurychu, mówię w języku schweizdeutsch, tak się to u nas nazywa, mowa tylko dla tego obszaru.

Zobacz, jesteśmy teraz prawdziwym nocnym gangiem.

- Ja pierdole. Słuchaj, a czemu zagadałeś najpierw mnie, nie ją?

+ No bo wiesz, jestem hetero, najpierw zagadam do faceta a potem skończę rozmowę z nią.
<Duchowni mijają nas> O jacy śmieszni! Allah Huagbar heheh Jak się macie? Halo!

- Słuchaj, ja też jestem hetero i chyba pomyliły Ci się kolejności, to chyba nielogiczne. Mówisz po niemiecku, prawda? No to proszę, zobacz, teraz Ty z nim gadaj. Co za wieczór, jak ja nie mam na to ochoty. Ale przecież Cię nie zostawię.

Rozmawiaj z nim, skoro chcesz tutaj siedzieć tylko dla mnie

- Ja pierdole, sama z nim rozmawiaj!

+ A ty, skąd jesteś? Zaraz, zgadnę po akcencie. Raczej wschodni, może wschodnio-syberyjski?

Nie jestem Rosjanką.

+A czyli może Polska?

Tak, Polska.

+ Wspaniale! Polska! Warszawa, stolica, to po niemiecku Warschau, Warschau, tak, rozumiecie? Shau to widzieć, oglądać, coś widzieć oczami, a War to rzeczywistość, to jest to, co widzimy, To wszystko jakby widzieć świat, to miasto jest jakby widzieć świat.

Tak

+ I masz oboje rodziców? W sensie, wyszłaś naturalnym sposobem, z macicy matki? Masz mamę i tatę? Oboje żyją?

Tak

- To obrzydliwe i niestosowne pytanie

+ Nie, u nas w Szwajcarii jest bardzo dużo zapłodnień in vitro

- Słuchaj, nie uwierzyłabyś, czym ja się zajmuję. Jakbyś się dowiedziała, nie uwierzyłabyś mi. Wyglądasz na bardzo miłą osobę, ale wiesz, siedzisz tutaj sama, nie możesz sobie z Tego nie zdawać sprawy. Co Ty tutaj właściwie robisz

<Duchowni przychodzą z tej samej strony>

Nie widzisz? Tu jest jasno, tam jest postój taksówek, ciągle mijają nas Ci duchowni, chyba czają, że jestem sama, patrzą, czy ok. Wybrałam tę ławkę, bo jest jasno, tutaj mam książkę, miałam czytać. Czekam na pociąg.

-Ty płaczesz? Czy to od zimna?

Od zimna

-No widzisz, mówiłem, że Ci zimno. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Słuchaj, ja wiem, że Ty jesteś bardzo miła i na pewno bardzo inteligentna, ale powiedzmy sobie szczerze, siedzisz tutaj sama i musisz sobie zdawać sprawę z niektórych rzeczy, na pewno sobie zdajesz sprawę. Dosiadłem się bo mogła to być miła rozmowa, ale on przyszedł i teraz muszę rozmawiać z nim.
Zdałem sobie sprawę, że jedynym powodem, dla którego tutaj jestem, jesteś Ty, a jedynym powodem, dla którego on jest tutaj, jestem ja, czyli też Ty. Więc obaj siedzimy tutaj przez Ciebie. Od razu wydałaś mi się, przyznam to, naprawdę nie musisz się mnie obawiać, od razu wydałaś mi się po prostu ładna, chciałem się dosiąść. Chciałem pogadać, wydawałaś się inteligentna, ale on przyszedł i teraz muszę już iść.

Cieszę się, że chcesz już iść. Dobrze, żebyś wrócił do domu.

-Teraz już idę. Naprawdę piłem ostatni raz. Nie wierzysz mi, ostatni raz. Nie uwierzyłabyś, czym się zajmuję. Na pewno ludzie Cię lubią. Lubią Cię ludzie? Masz dużo znajomych, którzy Cię lubią?

Nie wiem tego.

-No na pewno tak jest. Musisz sobie z tego zdawać sprawę, że siedziałem tutaj dla Ciebie. Ja pierdole, idę teraz do domu. Do widzenia.

Dobranoc.
Dobranoc też Tobie, idę na dworzec.

+Cześć! Miło było poznać.

czwartek, 9 października 2014

24września / 2października

Pamiętam o wstępie.
Moje myślenie i moje pisanie są bardzo ułomne i widzę to wyjątkowo wyraźnie od dwóch tygodni. Nie nadają się dla siebie i same niczego nie umieją, zwłaszcza w tak (nieprzytomnie) potężnym obliczu. Coś bardzo mocno się skończyło. Normalnie powiedziałabym Ci o wszystkim, teraz już nie. Czujesz, ta różnica paląca między moją przyjemnością a czekaniem na przyjemność. Chyba dawno nie dotykałam swoich włosów, umknął mi moment, w którym zrobiły się liche i ciemne. Teraz napiszę.
Uderzyło kilka razy prosto pod moje nogi. I co teraz niby? Nie potrafię wystarczająco fajnie knuć. Wszystko co wymyślę będzie ok, to duża odpowiedzialność. Wiesz, mam po prostu wrażenie, że nie chcę, żeby mi się kiedykolwiek coś przyśniło. Ważne, że tym razem nie wynika to z autoagresji czy tam wstrętu. Nie znam osoby, która chciałaby, żebym ją kochała. Przynajmniej nie byłoby to wstrętne. To chyba niczego nie zmienia, kłamię, zwierzam się i smagam wszystkie te człeczyny. Powiedziałam, że nie kocham i uderzyło. Nic dziwnego, mogę mieć rację z tym chceniem. Podobno mogłabym z zimną krwią zabijać, co za bzdura, a to jedyna rzecz o mnie, jaką potrafię przywołać zawsze. Dlatego tak bardzo nie chcę pomieszkać ani chwili sama. Niedobrze mi i mam jedynie ochotę walczyć o ludzi i dla ludzi, a nie chcę o najbliższych.
Gadałam dzisiaj z Małgosią lat 6 o naszych imionach i o aparacie na zęby. Powiedziała, że ona ma ładne zęby i nie musi nosić, a potem powtórzyła, że nazywa się Małgosia. Mama powiedziała, że ludzka świadomość pojawia się jakoś później, chyba z palca! U Taty bez zmian.

piątek, 8 sierpnia 2014

Ekipa

Gdyby tylko nie było mi tak ciepło. Pusto.
Śliski temat: naprawdę Nas popieram. Beztrosko uwielbiam. Mniej pusto, gdy zabieram się do rzeczy, o których mówiłam, reszta jest zbędna dlatego, że nie mówiłam. Pisanie jest niezbędne, ale już go nie popieram. Nie chcę w ogóle wiedzieć niczego z tego, co piszę. Wstrętne teksty już nawet nie odrzucają, takie są puste.

Teraz będzie pusto. Jest pusto i jest pusto. Proszę o uznanie mojej obecności, to mnie tak bardzo dręczy. Robi mnie ten stan potrzeby, odmoralnia i wyskrobuje z jakiegokolwiek wyczucia mojej osoby: rozgniewana Twoim przyzwoleniem na mój stan. Czuję, że coś strasznego się stanie, gdy przestanę. Zaręczam, że kiedyś przestanę. Nielogiczne wybory, naprawdę! Gdybym je rozumiała, jak chciałbyś wszystko inne, ulubione byłyby wspólne. Gdy tak jest, już Cię nie ma. Dobrze, że nie rozumiem? To chyba bez sensu już zawsze siedzieć w przekonaniu, że jestem niepożądanym człowiekiem.

Nie pisać, jeśli nie wypada. Teraz to już naprawdę nie wypada! Zdenerwuj się na mnie, znielub. Pomścij swoich najbliższych. Podaj mi rękę, chcę tylko zabrać Cię z powrotem do ekipy. Jest mi już dobrze

niedziela, 18 maja 2014

jedyna miłości, przykro mi

dopisek: Nie wiem, jak chcę żeby było następnym razem, gdy będę z kimś pracowała. Nie dogadaliśmy się zmarnowawszy ostatnią godzinę na nieporozumienie, zbieramy się w końcu, ja zajeżdżam samochodem pod jego dom. Mamy wrażenie, że łączy nas całkowite, przyjemne porozumienie i jedność. Nie myślę przy nim zupełnie i rzygać mi się już chce tym niemyślącym partnerstwem. Przyjemnie dzielić z kimś obolałe oczy i głowy, jest to jednak jakaś unia i związek.


Naprawdę jedyne uczucie, które wymawiam teraz bez zająknięcia, to moja pierwsza i ostatnia miłość. 

Znowu losowo coś robisz? Tak na chybił trafił zupełnie, a później może coś wyjdzie? Nic z tego nie rozumiem, zupełnie na chybił trafił. Co to właściwie jest?
Ja na przykład nie zrozumiałem tych tekstów, kilka razy je czytałem, ale jakoś za dużo jest pojęć, których nie rozumiem.
Cześć, co robisz? I co, fajnie? No, to super! A jakie plany na później? A, ok, to może kiedy indziej. CZE-EEŚĆ.
Puszczasz potem też na oddaniu projektów ambient, do oglądania rysunków? Rysunki tylko do oglądania przy ambiencie.


Największa i najmniejsza wdzięczność to to samo. Czasami nie czuję wstydu gnojąc wszystko, co nie jest moją jedyną miłością. Szok. Moja jedyna miłości, daj mi siłę i dobro dla moich niejedynych prawdziwszych miłości. Kiedyś będę taka jedyna, jak Ty.

środa, 9 kwietnia 2014

Jeśli wymagać żebym była,
a moje wybory były samozrozumiałe
przede wszystkim
bez mojej troski,
zaś próby i dobre chęci nie grały żadnej roli
przy odbiorze,
to mnie
tak strasznie i dla nikogo
nie ma.

Róbmy z tym, co chcemy.

niskie oczekiwania, na które nie mogę się z błogością napatrzeć



czwartek, 13 marca 2014

Niebieska woda i żółte szuwary w dowolnych miejscach, biały kościół i trasa rowerowa daleko na horyzoncie. Włożył ciemne okulary, które nie pasują do brzydkiego zimowego płaszcza w zbyt stonowaną kratę. Koloru nieba nie widać. Znaleźliśmy małe żółte kokony z dwoma komorami. Dwie komory z drugiej strony wychodzą jako cztery. Element jest dwuwarstwowy. Palę papierosa i przy nim jest mi trochę wstyd. Podoba mu się mały dom, do którego może wejść. Nie umie naturalnie posługiwać się mapą i skalą, nie polegam na jego kompetencji. Jest zainteresowany i trochę się ze mnie nabija. Nie mogę oddychać przez zatkany nos i niechętnie mowię czując zatkanie już w gardle. nie leci muza. Pies z podkulonym ogonem przebiegł obok nas, a zwiewając czasami się oglądał.

***

Przeszłyśmy obok waszej szkoły, poszłyśmy w stronę skweru i dalej kolumny. Okazało się, że na rynku nadal jest lodowisko. Widok na rzekę, przy którym opowiadałam jej wszystko, zupełnie mnie nie zadowolił. Opowiadałam jej o swoim nieszczęściu, ona mi głosowała. Ja więcej, ona mniej i zawsze ze wstępem. Jest mi wstyd.

***

Wiosna się ze mnie nabija. Chcę i nie chcę. Biorę i biorę więcej. Przepraszam, a potem płaczę. Starusieńka skrucha już nie może nie być wypowiadana, a przecież nie interesuje już nikogo. Tylko grać i grać cały dzień, a wieczorem mówić mamie najgorsze sekrety.
Rezygnacja przechodzi na kolejną chwilę bez względu na osiągnięcia poprzedniej. Nie biorę, wydycham źle.

niedziela, 19 stycznia 2014

sujo {przym.} - brudny, haniebny, świński, sprośny, obrzydliwy, nieprzyzwoity
suja (czyt. zuzia) - brudzi

Mieszkanie tylko po to, żeby słuchać kroków na skrzypiących panelach. Panele w ładnej, szarej, nierównej warstwie kurzu. Przedpokój wynikiem dziwnych resztek po pokojach, mój (niemój) pokój malutki, jak mój. Realnie, czysto, cicho, jak zazwyczaj jest w związkach, gdy się budzimy rano - tak tu jest. Z przedpokoju mamy 8 par identycznych drzwi, drzwi w różnych nierównoległych płaszczyznach, całkowicie pokrywają każdą z nich. Jest zimno, a biurko jest strasznie małe. W jednej futrynie, przysięgam, drążek do podciągania. Panele płynnie pomiędzy wszystkimi futrynami. Beżowe ściany i małe, białe fasetki gdzie nie spojrzę, szarpane mokrą gąbką sufity. Kuchnia zupełnie pusta, są tylko płatki czekoladowe, czajnik i paczka przy oknie, od dzisiaj dwie. Nie da się słuchać muzyki, śpię długo i zaraz zamierzam spać znowu.

Wyszłam pokopać piłkę o śmietnik. Raz wpadła mi na daszek, ale na szczęście wróciła. Innym razem trochę się znudziłam, więc kopnęłam mocniej i poleciała na drugi koniec parkingu, w bluszcze. Nie ma sprawy, pójdę.

Wyszło słońce, jestem taka szczęśliwa. Tak mi się podoba ten męski pot, a w pokoju przecież nie ma nic. Nie mogę się powstrzymać, tyle czystej miłości. Przykleił nad biurkiem koperty listów, które dostał. Jest też bilet z meczu, pozdrowienia i zabawny rysunek, prezent. Chiński znaczek i ten kurz, pot. Nieśmiałe, brudnawe trampki w małym rozmiarze i kamizelka, którą chciałabym dostać na święta. Tyle miłości