niedziela, 29 lipca 2012

Czekanie w ciszy na pytanie lub na odpowiedź mierzyć się powinno chyba tylko w paskalach albo hektopaskalach. Wszystko stoi mi teraz na jednej nodze na szyi, stoi na palcach właściwie. Chowam ją jak długo tylko można i to nic nie daje, nic się nie zmienia dzisiaj. Dzieje mi się wszystko, co tylko mogłabym sobie wymyślić i nawet jakiś stres pod skórą i niepokój zaczyna podgryzać pod włosami. Kiedy, proszę, kiedy skończy mi się ten czas nieustannych ograniczeń i pobolewań, to nie do wytrzymania, a tylko nasila się i różnicuje!
Nie mam nic do powiedzenia o kilku godzinach nocnych i porannych, myślałam i wtapiałam w poduszkę to wszystko już od wielu godzin. Powróciwszy do pokoju przypomniałam sobie o moich sprzeciwach i najzupełniej ich żałowałam. Wszystko jest bardzo, bardzo obce, a T jak ktoś kompletnie inny niż mi się kiedykolwiek wydawało.
Wszyscy oczekują sądów, bo jak nie wiadomo o co chodzi, to pytają, czy się dobrze miewam i czy się cieszę. Mogłabym pisać dobrze dobrze dobrze dobrze, ale cisza jest taka miła oraz potrzeba ciszy, czuję, jest wyłącznie moja, więc ona chyba jest jedyną pozytywną rzeczą, jaką mam w tym pokoju, decyzją

sobota, 28 lipca 2012

Tak normalne, że można się pomylić z normalnością

Wywoływać westchnienia, temat przykładowy:
o chłopcu, który umiał latać i nigdy nie dorastał. Naprawdę tylko ja to czytam w ten sposób? Płaczmy wszyscy, że nie ma nas w powieściach i nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być: jak w zwięzłych opisach.
Muszę się martwić, że ktoś mieszka z macochą albo wykituję. Przełączam, jak mają się całować albo ktoś go nakryje na szelmostwach, nie chcę nikomu robić kłopotu dodatkowym gościem do wykarmienia i zabawiania.
Jemy coś razem i wszyscy to samo, nie umiem nic i gdybym umiała, nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział. Chciałabym chyba mieszkać na ogromnej nizinie z chłodnym wiatrem i trawą, ale wśród mieszkańców gór, Nepalczyków? Nawet niewielu, starczy mi kilku mężczyzn i kobietki. Harper Pitt. Czuję, jak kopie!
Szanuj delikatną ekologię swoich złudzeń, Zuziu. Łudzę się w sprawie mojego jutrzejszego dnia, jak łudziłam się wczorajszym. Będę pewnie znowu powtarzała słowa po dwa razy, żeby pokazać, jak odpowiednie w znaczeniu, lecz malutko nasycone mi się wydaje.

poniedziałek, 23 lipca 2012

trafem

Miałam coś naszykowane i napisane na kartce A3 w kratkę, przygotowywane jednej nocy bardzo szybko i bez wysiłku, na piętrze naszej chatki; trudno, zgubiłam. Mieściło się tam kilka oskarżeń, kilka próśb i jedno bardzo formalne zapewnienie, które pewnie poruszyłoby mury, o ile wypowiedziane. Wszystkie te rzeczy oczywiście w jedną stronę, dobrą metę do takich wypowiedzi, ale pewnie nie dam rady zupełnie w najbliższym czasie. Chcę z tego miejsca pozdrowić!
Tutaj krótki opis tego, jak się czułam na praktykach inwentaryzacyjnych:
Grupa jak zwykle momentalnie i chętnie wpadła w panikę, gdy M zauważył, że wpadać w panikę należało już kilka minut wcześniej. Dziewczyny wszystkie bezradne (bezładne bardzo ładne), M pomagał, ja i Pani M ściągamy same. Pod budynkiem stacji rozgościliśmy się przenośnymi meblami i czekamy, ja jestem od kontaktu z przełożonymi. Przez telefon starałam się być elokwentna! Panika dwa, mnóstwo owadów dookoła nas, a peron coraz mniej gościnny. Już w busiku kierowca pyta o ulubione trunki nawiązując do naszych studenckich przyzwyczajeń, patrzę w okno i próbuję zapamiętać nazwy mijanych wsi. Tylko Sta podniosła rękawicę w naszym imieniu. Nie mam o czym i z kim mówić, już po dwóch godzinach.
O Olku mówić mogę tyle, że śmiał się przy mnie i słuchał wszystkiego, co mówiłam i pytał o więcej, i zachodził z tyłu i dozował natężenie głosu stosownie do odległości, co jest czynnością na pewno trudną i mało cenioną, pewnie wygląda to czasami obleśnie. Mi się podoba i zadowala estetycznie, aż miło przebywać przy chłopcu będąc dziewczyną, ciekawe czy takie kontakty jak nasze nie są trudne do osiągnięcia dla innych. Bo Olek jest ze wsi i wiele rzeczy ma automatycznie, pewnie ma mnóstwo odpowiedzi na trudne pytania i mnóstwo rozwiązań problemów natury mechanicznej, szkoda, że nigdy nie podejmuje dyskusji i gdy coś jest dla niego za trudne, urywa tak samo, jak urywał Artur.
Piszę z niedopowiedzenia, bo fajnie by było, gdybyś wysiadł na następnym przystanku widząc, że gonię. Czuję się dobrze tylko, jak jestem pijana taką euforią, po to się jest, dlatego jak byłam mała i usłyszałam epikurezim powiedziałam, że ja to mam i że tu jestem.
Nie idę nigdzie, cicho bądźcie




środa, 11 lipca 2012

dobranoc

Najchętniej pisałabym wiersze, umiejąc oczywiście najpierw nazwać, a później przystroić to, co mam na myśli. Żegnajcie, proszę Pana o głębokim, namiętnym głosie ze słuchawki, proszę Was wszystkich, do widzenia, skaczę w trawę!
Teraz, to ja mogę bardzo mało, wszystko odkładam na za miesiąc, żeby móc już lepiej i dokładniej robić, co zechcę, bo chcę dziękować za wszystko, żegnać się, dziękować, przesyłać w ostatniej chwili piękne kwiaty i pachnące ciasta. Wtulam dłonie w niemój zielono-biały, najcenniejszy, który mam w pokoju. Twarzy już nie zbliżam, bo mi się kręci w glowie. Jestem wdzięczna i tak mnie nęci eksport i import, że aż wyjadę. Chcę dużo imp i zakładam, że mam miejsce, ale na razie eks najchętniej i najwięcej, dlatego piszę bloga pewnie.
Już nie potrzebuję DOBRYCH SŁÓW. Dajemy sobie radę, a i tak przecież wiem i spróbuję pamiętać, że wszystkie najtrudniejsze zadania są przed nami tylko dlatego, że nikt nam nie wspomniał, że jest już po. Już PO WSZYSTKIM. Spoko, jadę na wakacje

wtorek, 10 lipca 2012

płyniemy

Niepokój gorący mnie na to miejsce przywiódł i jak nic innego kajać się i prosić kazał i muszę teraz, jak mi dobrze- ojej!- jak dobrze, że Cię nie ma na dłużej w moim mieście. Jak słodko się miewam, dziękuję, jak mnie szukać będą, tak mnie nie znajdą takiej, jak gdy szukali. Więc przepraszam, wyrazy szacunku z wydłubanymi oczami szczęśliwemi przesyłam i piszę tu dalej, co następuje:
Dzisiej w nocy do znudzenia, do opatrzenia, martwię się, że obustronnie patrzymy. Wśród chwilowych pomysłów próbować odgadnąć, nazwać, znaleźć pobudki, próbować muszę(hahahaha). Czego chcę i jak mogę to mieć. Coraz mi mniej markotnie i zaczynam się dobrze w słońcu i spiekocie miewać; moje, jak już wspomniałam, nie do rozpoznania i nie do spełnienia i nadal mocno związane z aferą. Rozumiem więc, że o ile nie zrozumiem swoich, nie pytać mam o cudze, mimo, że tak mi są tajemnicze i kolorowe i pociągające. Powabu dodaje uśmiech chyba, nigdy jeszcze śmiech. Ale nie będę się kryła, mówię, nie będę, mimo niesmaku i braku perspektywy jakiejś miłej i nowej.

niedziela, 1 lipca 2012

niedziela

No bo to przecież najprostrze na świecie: gra w ożywianie. Żeby poczuć żywotność trawy, wystarczy poruszyć zatopioną w niej dłonią i łapać drgania. Łapać, chwytać a później przerabiać w dobro. Czuję się bardzo szczęśliwa, stoję boso na trawie i czekam na burzę. Powietrze jakoś samo wpada mi do płuc i oczy samodzielnie mrugają. Oddech zaczyna się niezdrowo ekscytować. Jest cisza, która roztapia się w cieple skwiercząc i drażniąc uszy. Zapach lata, to jasne, jest swądem ludzi mających świadomość temperatury.

Boże, zapomniałam jak to jest słuchać grzmotu zaraz nad głową. Dwa lub jedno trząśnięcie, które stawia na baczność rozluźnione dotychczas ramiona, a później błogie buczenie; rozkosz rochodzi się impulsami. Potem zostaje mi już tylko deszcz, ale on to już najchętniej układa się w tle za lampką i oknem. Wspaniała ulewa, spada wszystko co może i to jak najszybciej, pięknie, upojnie, to jest lepsze od wszystkiego.

Bardzo tęsknię, ale nacieszam się tym uczuciem, świadomie wcale nie pragnąc kontaktu. Nie oczekuję niczego, bardzo tęsknię i dobrze mi równie bardzo.