piątek, 12 lipca 2013

Opiekun

Na koncercie, trawie i błocie obija się o mnie torbą przełożoną przez ramię i przyklejoną do tyłka - Opiekun. Ruchy jak kopulacja, buja się wdzięczny, sztywny, wąski tułów przesuwa się od pionu do skosu, a ja umieram z ciekawości, jakie kolana tak ładnie bujają. Jesteśmy zbyt blisko. Zaraz się odwróci, żeby spytać, czy wszystko OK. Wszystko na twarzy tak blisko jak się tylko da, żeby tylko zachować gładkość i powab skórki.

Jasne, że OK! Super, fajnie, że tu jesteśmy. Dobrze mi tu, nie mogłabym chcieć czegokolwiek innego. Nie obijasz się o mnie nieprzyjemnie, to nawet spoko, bo sama mogłam nie zacząć bujania.

Ramiona zwinął sobie na wąskiej piersi, nie jest mu niedobrze od bujaniny? Buj, Opiekun, znowu patrzy, mówi, że to jego idole. Co jakiś czas uprzejmie się na mnie przechyla, podobnie uprzejmie kładzie, trochę tłumaczy, gdzie jesteśmy. Od zawsze nie rozumie mojego milczenia na mój sposób, nie toleruje go, źle się z nim czuje, próbuje mnie rozerwać, zabawić? To tylko domysły. 

spoko, zapamiętam!

Nie wiem, w których dokładnie momentach, ale odsuwa się trochę co jakiś czas. Nie wiem, jaki powód i jaka z tego przyjemność, a jaka przyjemność z powrotu do zabawiania. JASNE, że poczeka.

Jak tam? wszystko w porządku?
w porządku. dziękuję

Wierny koledze
ale dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz