Bezsenne noce konwulsyjnych kaszlów mają tylko taki morał, że nie jestem już zupełnie zmęczona. Znasz to uczucie, gdy kaszlesz już tak bardzo, że kaszel przeobraża się w odruchy wymiotne, że podnosisz się do pozycji siedzącej i patrzysz na swoje ręce i prawie rzygasz i z tego co pamiętasz, nigdy nie przestajesz. Siedząc w biurze i rozmawiając przez telefon spociłam się tak, że czułam kropelki spadające z podbródka na szalik, co dziwne wcale nie z czoła ani spod nosa, ani spod oczu. Pot z powietrza i ja, której pocą się chyba oczy.
Brak już nie zaczyna się, ani się nie kończy.
Tak więc dzisiaj właśnie sprzątnęłam, włożyłam w końcu nowe ubranie i siedzę czysta, kaszel jakiś rzadszy, dłuższy, włosy gładsze i wkurwiona jakoś bardziej niż zwykle na głupie, śmierdzące dupy w salonie. Folia aluminiowa w kuchence świeżutka.
Ludzie się dziwią, że nie chcę zostać. Wypełniam ankiety, jedna za drugą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz