poniedziałek, 16 kwietnia 2012

post-wraż

Przykro mi za wszystkich, którzy nie znajdują sobie słów i odpowiednich osób. Swoją frustrację wyrażają przy pomocy prostych, modnych, chwytliwych haseł. Oni nie są przecież głupi, nikt nie jest głupi. Ja mam konkretne osoby, przy których się oczyszczam i czegoś uczę w różnych językach, dopasowanych oczywiście do rozmowcy ( raczej do mnie przy nim). W którymś momencie dostałam szansę, której oni nie mieli. Zostałam uwielbiona, polubiona, zrozumiana, potrzebująca i potrzebna. Nigdy nie zerwę żadnej znajomości, nawet pewnie nie umiem.
NIE UWIERZĘ, że nie potrzebujesz zrozumienia i bezpieczeństwa! Wrażeń. W pupę wsadź sobie spokój ducha we własnym, nieodkrytym pokoju. Nie bierz mi tego za złe, ale boję się Ciebie. Obcy z klasy liceum

niedziela, 15 kwietnia 2012

bo


wszystko

Rzeżuszka puszcza mi się w powietrze błyszcząco i zielonkawo. Przereklamowane słońce jest w stanie zdziałać kilka razy mniej od lampki z żarówką 60 W, energooszczędną i ekologiczną. Możliwe, że dla wielu to powód do złorzeczenia i conajmniej eseju; ja nie umiem i boję się podejmować. Za to, w ramach wynagrodzenia: potrafię dzisiaj wymienić imiona wszystkich bohaterów gry o tron, ktoś mi w piątek opowiedział całą fabułę.
Jeden niby jest w basenie, ale jakoś te koralowce nachalnie rzucają się w oczy. Inni już prawie się przytulają bez skrępowania, na tańczące biodra jednej połowy patrzę onieśmielona. Nic się nie dzieje. Puszczam sobie piosenki, których słuchałam z mojej pierwszej empetrójki, gdy w cenie była umiejętność spamiętania kolejności nagranych piosenek. Podobają mi się pewnie jeszcze bardziej, niż wtedy. Nie znam nikogo do dzielenia się nimi, tym bardziej do tańczenia. Strasznie mi miło słyszeć czasem coś z pokoju Kuby. Moje biurko cierpiące na zły projekt (mój), chybocze się od impulsów z tańczących łokci, czyli ok.

Mama może w piątki ubierać się do pracy trochę luźniej. Ja ostatnio mogłam w piątek przynosić do przedszkola swoje własne zabawki. Plecak z Herkulesem odkładałam pod ścianą, w nim myszka miki do wkładania kartoników z grami do przyciskania i rozwiązywania zagadek. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek wie, co mogę mieć na myśli, narysuję.
Umówiona jestem z Bartkiem we wrześniu, jak co wrzesień, z czerwonym balonikiem przed wejściem do przedszkola.



czwartek, 12 kwietnia 2012

środa nocą

Dzisiejszą noc sponsoruje producent lepiku do papy. Dużo coś osób zyskuje na tym, że siedzę nocami studiując właściwości poszczególnych, dostępnych na rynku produktów na ocenę.

Rysuję szybko, miękkim, niezatemperowanym ołówkiem, gładko i mocno. Wychodzi dobrze, jak piękny rysunek. Żona podziela moją sympatię do tego typu przedstawień, robię to trochę dla niej z plotek, jakie do mnie docierają. Szybko, umiejętnie, szybko, szybko, dobrze!
Wygram zakład o przyjemność, za 45 minut

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

STA

Zachwycający zapach dociera do mnie, gdy rozplątuje włosy. Wydaje mi się nawet, że to nie nos, oczy palą od niego i chcę się zwinąć i zamknąć. Przytulić do kogoś innego, żeby to jego zapach zwyciężył z tym drugim: dalekim, obcym, intymnym, idiotycznym, w zasięgu niegdyś kogoś, komu i mój był przeznaczony przez pewien czas. Nie mogę, wąchać to trochę jak podglądać w kąpieli albo na toalecie, zadbać w gorączce.

A więc wącham, staram się trochę nachylić. Jest to nie tyle niemożliwe to przeprowadzenia, co najzwyczajniej w świecie kłopotliwe, bo wpija się pod piersi czarna, brudna ławka. Świeży prysznic był grany. Mydliny i zapach spod linii włosów, najchętniej ze skóry zaraz pod, za uchem, pod uchem, drobnym, śniadym, kolczyk z gwiazdką. Najciemniejsze włosy, przy granicy ze skórą krótkie, cieniutkie, od mojego oddechu filuterne, to one z tym zapachem i ze mną dyskutują. Szyja krótka, miękka pewnie, kark miękki(pewnie), ramiona okrągłe, błyszczący zapięty poważnym suwakiem materiał przykrywający plecy, może chociaż on zasugeruje proszek do prania lub płyn. Nie, nic nie czuję. Policzek śniady, potężny, poorany nastoletnimi problemami z trądzikiem. Ciemne brwi i rzęsy, zdecydowana linia nad prawym okiem, które zwróciło się bliżej mnie. Może ten zapach to z policzka przy uchu, jak mocno. Nie ma tutaj racji bytu nawet najbardziej rozmyta wizja zbliżenia się, dmuchnięcia, westchnięcia, wystawienia języka w celu zbadania podniecającej i ekscytującej sprawy.

Zamach, wiązanie, kucyk. Zaraz umrę. A on to przecież wąchał i pewnie nic nie czuł. Mnie pewnie też nie. Wysoki głos nie do zniesienia. Mój sąsiad się na niego krzywi, kochany. Głos tak nieznośny, jak zwierzęcy jest zapach. Swąd i odór; dobry, uzależniający, do topienia w oleju i przelewania w fiolkę. Nigdy nie jest blada. Nigdy nie płacze i nigdy nie szepce, mruczy pewnie umiejętnie.

niedziela, 8 kwietnia 2012

robimy miejsce na kolejne rzeczy






Będę zakładała inne ubrania, wszystkie będą pachnieć proszkiem do prania. Będę spała w czystej pościeli. Będę dobierała sobie czynności rozsądnie i biorąc pod uwagę ich priorytet. Skrócę włosy, dopiorę twarz, przestanę przyjmować rzeczy, które będą sprawiały przykrość mojemu ciału. Będę wywiązywała sie z obowiązków. Czas na prosty tryb działania

Pozdrawiam mamę, tatę, dziadków, wujków, kuzynki, brata, kolegę, drugiego i nowego, koleżanki też.

piątek, 6 kwietnia 2012

FNS to podróba

Zdala ode mnie ten, kto nie potrzebuje najszczerszego i głupiego uśmiechu. Nic nie jest idealnie, wszystko jest wystarczająco. Idealna płaszczyzna do rozpoczynania nowych przedsięwzięć! Zostało mi: nauczyć się jednego, dwie rzeczy wykonać, jedną pożyczyć, opracować jedno. Dadada
Znasz coś lepszego niż żonkile? Sześć czekoladek na udaną drogę i szerokie przygody! Mam już kogoś na cieszenie się następnymi miesiącami, tylko czy starczy? Może znowu ktoś nowy? fuj fuj Ten idealny, uwielbiony już, strach myśleć co dalej.
dadada
Nadal mam usta przesolone wczorajszym wieczorem i snem. Popijam zielone i słodkie rzeczy, przyglądam się czerwonym i wącham żółte(!). To się dzieje tylko raz do roku, z tymi żonkilami. Nie znoszę tego koloru przed cały rok oprócz teraz. Jestem daleka od oznajmienia, że jest mi idealnie, bo siedzę w zawieszeniu od kilku miesięcy. Dzisiaj wieczorem, w tym momencie, nie jest mi źle. Oddam się chętnie nudnej czynności, której efekty będę mogła sprawdzać i podziwiać tak często, jak będzie mi się chciało. To chyba cenię w rysunku.
dadada, aha



czwartek, 5 kwietnia 2012

odwrót

I czego ja mogę oczekiwać od tych ludzi? Pocieszenia? Jest sens czegokolwiek?
Nawet nie o to chodzi, że tego nie dostanę, prędzej o moje samopoczucie po fakcie. Do czego w ogóle dążę? Wykonałam przecież wszystkie czynności, które wydawały mi się odpowiednie i logiczne, mówiłam to wszystko i słuchałam tego wszystkiego i teraz jest koniec. Gdzie powinnam się zatrzymać, żeby czuć się najlepiej? Dla mnie definitywny, już nie będzie radosnego podniecenia. Że niby co należy robić ze sobą przy takiej osobie i o co ją prosić?
Gdy już zacznę nie mogę przestać i nic do mnie nie dociera.
Czasami myślę, że to tylko nałóg i wolałabym pozostać przy dobrych relacjach tylko z Panią ze sklepu.

wtorek, 3 kwietnia 2012

w ogóle

Nowy dzień nowe problemy.
Niechaj mi zapełnią wszystko aż do przełyku chęciami i potrzebami! Brakuje mi pomysłów i życia. Nic się nie zmienia, już nawet kursywa nie dodaje elegancji, a czyste ubrania schludności. Ciągnę od dawna z tych samych źródeł i mam chwile, w których bardzo mi to przeszkadza. Źródła wyczerpują chęci i zasoby apteczek pierwszej pomocy. Gorzej, że czasem z niesmakiem jeszcze czegoś tam szukam. Wszystkiego, co było dla mnie i o mnie, prawie już nie ma.
- pożycz!
- nie, kończy mi sie.
Nowa rzeka? Nie chce mi sie już łowić.


NA ZAMEK!!

Świeżość, siłę i energię nazwę nowością. Nowości miałam wspaniałe ilości, co to była za wycieczka!
Rozkręcało się powoli, nikt nie był mną zainteresowany, a to oczywiście przekładam sobie w głowie na jestem nieinteresująca= trzeba to jak najszybciej zmienić. Krok pod górę i kolejny wyżej, pot na plecach, mokre włosy w oczach chłód na karku, pieczenie na udach, kłócie zimnego powietrza w gardle, zdzieranie mojej ulubionej i najgładszej skóry na wierzchu ramion od wypełnionej niepotrzebnym torby, w końcu szczyt. I kolejny. I jeszcze wieża na sam koniec. MIEJSCE. Myszołapy, wiatr taki, że gdybym postawiła kubek z herbatą, chybaby się zachęcony rzucił w dół, cegły cegły cegły, pokonane najpiękniejsze stalowe schody, jakie kiedykowiek widziałam! Schodzimy: Piotr się śmieje, Darek dowcipkuje ze mnie, Magda opowiada, jak mi dobrze!
Nowość dwa, to błoto, ogromne aścieżkowe pola, które pokonywałam bez nadziei na schronienie w zamkniętych eksponatach skansenowych. Poszłam sama, weszłam na wiatrak, obejrzałam okolicę i obrałam kurs na województwo świętokrzyskie. Tam mieli takie bielone, masywne chatki o bardzo grubych plecionych dachach. Wymiar takiego oscyluje chyba w granicach 40-50 cm. Za nimi miało być pole na wymarzone zdjęcia lokalizacji projektu. Wtedy runął na mnie grad po raz pierwszy. Tuląc do piersi pożyczony od wspaniałej aparat szłam skulona, pod wiatr i pod gradobicie w stronę podobno najbardziej imponujących spichlerzy w okolicy. Oddychałam miarowo, w takt wymyślony na samym początku, gdy jeszcze nieregularność nie sprawia takich problemów. Krok za krokiem, czułam już każdą kroplę na piekących udach, ale nadal było mi ciepło na plecach. Patrzyłam tak nisko, że nawet na ziemię za sobą.

Znalazłam spichlerze, ale już nikogo nie było. Dwadzieścia i sześć osób zniknęło bez śladu. Trzeba było widzieć moją radość! Może o mnie zapomnieli i wrócą śmiejąc się z mojej dzielności, najlepiej! Wracałam powoli, obok apteki i obory. Przed nią zmoknięte koguty. Ich tragedia uzmysłowiła mi, jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa. Wróciłam do bramy i dostałam telefon od El., że czekają w samochodzie. Wyszłam, przede mną siedział ogromny parking i samochód 60 metrów dalej. Wszystkie samochody pełne zimnych jeszcze ludzi. Idę.
Wyciskam wodę z włosów w paski, rozprostowuję się. zapinam torbę, a wszystko to dbając o krok, który jedną stopę stawiać będzie dokładnie na linii pomiędzy drugą stopą, a celem. Starszy się uśmiecha, otwieram drzwi, mówią coś o mokrych kurach i o mnie.

Dwie godziny później pojawia sie słońce i ciepły wiatr. Mam kurtkę trochę za dużą, ale bardzo ciepłą, ciemne okulary i tylko chusteczki z aparatem, wbiegam na górę pod zamek prawie w kilka minut. włosy mi powiewają, nastawiam się jak mogę! Osiągnęłam szczęście absolutne i nowość i energię. Skakać, hasać biegać, kochać, turlać, całować, mnożyć i dodawać. Moi towarzysze szukali skarbu w zamku, podobno musi być gdzieś ukryty w murach albo pod ziemią, no nic, TRZEBA KOPAĆ, ZNAJDUJEMY!