sobota, 21 grudnia 2013

izm

Ponownie nauczyłam się włączać czajnik i telewizor oraz liczyć schody przy wyłączonym świetle. Myślę o tym, gdy z prawdziwą wdzięcznością przyjmuję drżenia czaszki prawie nie do wytrzymania dla kogoś tak głupiego, jak ja. Nie schodzę z fotela jeszcze długo, z czaszką wypełnioną rozkoszą, bólem aż do zająknięcia, spod najsuchszych włosów palaczki. Zaraz będzie koniec, wgryzam się w specjalny papierek wierząc chętnie, że jeszcze jest coś do poprawy i posiedzę jeszcze chwilkę. Wstaję w końcu, palaczka już dawno przestała mówić do mnie 'już, słoneczko, już... już prawie', teraz pyta o wyjazd. 'Niedobra jestem, wiem... wiem.' Trochę później nurkuję w sarkofagu i z ogromnym trudem wstaję od mojego ulubionego urządzenia pokojowego SANICO FH 901 2000W. Stresuję się jak jasna cholera. Jak jasna cholera, mówię przecież. Boli mnie brzuch, jest mi zimno jak jasna cholera. Oczy mi się kleją, jak tu patrzeć. Odpisuję Mu na klęczkach i podoba mi się ciepło nad kolanami. Jakaś zupełnie żenująca wymiana zdań przynosi dodatkowe osłabienie- siedzę przed absurdalnie długim monitorem, dokładnie takim, który jest niepotrzebny. Nic już nie mogę mówić i posiedzimy w tym stanie jeszcze bardzo długo.
Wszystko spakowane.  Kiedy powiem na głos, że idę, to wyjdę. 
Tutaj zaczyna się na chwilę robić nieźle, dopóki nie przychodzi gość. Wtedy jeszcze wydzieram z papieru w rolce piękną girlandę, podobają mi się parki, wszyscy mają na imię anahita albo mariusz. Gospodarze kręcą piruety, najważniejsi pod schludnym, domowym stropem. Przychodzi drżenie głowy bolesne. Drży mi głos, nie umiem ustawić nogi na nodze. Zapominam, w której dłoni trzymam kieliszek i dla pewności zawsze przekładam do drugiej, nie wiem czy wyjść się przywitać, czy nie, wychodzę. Ale normalny! Ręce zaczynają drżeć tak bardzo, że przestaję ufać Anahitom, nie dość, że nie chcą mnie zaprowadzić do łóżka, to nawet nie pytają czy chcę więcej kompotu. Nie mam gdzie iść. Tak cholernie bardzo nie mam gdzie iść. Ruszam z ofensywą na balkon i lalkę - klapa. Gość wyraża sympatię i mamy zamiar rozmawiać. Dobrze. Nie powinnam była wcale przychodzić. Gość taki normalny, ale i tak powstydzę się zrozumieć, czemu ręce nigdy nie przestają drżeć w złości, zawiści i niemocy i uległości. Uległość mi zwycięża, drżymy nogami. 'Niedobra jestem, wiem... wiem' Jest mi tak szkoda tego wszystkiego i nas obojga. Dobry gość szepcze, dobry gospodarz tuli. Go. Już jakoś przyjęłam to drżenie za pewnik, a używki nawet potęgują. Co chcę puścić? Siada obok mnie? Ty skurwielu bez zapachu. Powinno się opisywać ludzi dla notatki, żeby wiedzieć o co chodzi. Mamy takie tematy nasze wspólne, wybór smutnych i najgłupszych tematów. Sporo uśmiechów, że wspaniale zobaczyć, że tamte sprawy to naprawdę największa chujnia, o jakiej możemy pomyśleć. Uśmiechy odchodzą, teraz będzie Opiekun, tyle lepkiego śluzu. Ile my mamy lat, żeby to wszystko po kolei robić? Ja tylko chcę wyjść. Nie drżę już, co nagle zauważam, jednak już wtedy opiekun nie daje usiąść na podłodze. Nie wiem, jak było w Szkocji. Nie można łatwo wyjść. Ostatnie reszteczki mojego uroku odchodzą zapomniane przy kolejnych szklankach wody i moim cieście, całkowicie niepotrzebnym i nachalnym. Urobiona, wyniuchana, wyprawiona do domu ruszam do wykochanego auta i kierowcy wraz z moim największym jak do tej pory ciężarem. Nikt nie chciałby być nikim z tych wymienionych. Dlatego zgadzamy się na kolejne ostateczne wersje tej nocy. Na wpół skutecznie.

czwartek, 12 grudnia 2013

Poniedzielica

Przy wyjściu z klatki schodowej na tylne ogródki zostaje zatrzymany przez starszego pana. Pan zbiera dwoma palcami, z nagich bioder i koszuli kłębki kurzu, w tym kłębki trudno rozróżnialnej od kurzu, trochę bardziej zielonkawej poniedzielicy. Mówi, że poniedzielica jest bardzo toksyczna i już pewnie wdychał ją wystarczająco długo, aby umrzeć.
Wyrywa się panu, biegnie do drzwi i na porośnięty na szaro zagajnik. Jest siatka zakończona ostrym. Podeszli dwaj mężczyźni, pozostają naprzeciwko siebie po obu stronach siatki. Pytają go, czy woli krew czy po głowach. Jeden z nich po naszej stronie siatki rzuca się na nią, siatka ugina się nieco. Wskakuje mu na głowę i potem na głowę drugiego, ucieka niezauważalnie zadraśnięty, czysty (?) od poniedzielicy.

niedziela, 17 listopada 2013

moje pranie brudów

W świetle ostatnich naszych spotkań i wydarzeń, w których nie uczestniczyłam, ale zdążyłam co nieco usłyszeć i sobie pomyśleć, mam wrażenie, że powinnam z Tobą ostatecznie poważnie porozmawiać. Mój manifest będzie miał charakter nieoficjalny, niezabawny i niemądry.
Wczoraj wieczorem dowiedziałam się, że w nocy z czwartku na piątek dokonał się, pozwolę sobie to tak nazwać, przełom w Twoim rozwoju osobistym. Chciałabym w tym momencie, co zapewne bardzo Cię zdziwi i rozśmieszy, pogratulować Ci i spytać, jak się miewasz. To ostatnie jednak tylko uprzejmościowo: tak naprawdę nie warto przykładać do tego najmniejszej uwagi. Cieszę się, że nie byłam tego świadkiem, a o wiele bardziej żałuję, że informacja ta dotarła do mnie z ust trzecich i na moją wyraźną prośbę. Brzydzę się sobą i zupełnie, kompletnie za nic Cię nie przepraszam.
Podobno chlusnęłaś sobie w twarz rumem? Wspaniale. To nie sztuka być nieszczęśliwą ofiarą przemiany wewnętrznej. Wracając do rumu, chciałabym Cię ostrzec, że nie robi on na mnie wrażenia plus, co nawet ważniejsze, uważaj: nie chcemy w żaden sposób wywoływać na mnie żadnego wrażenia. Chodzi wyłącznie o Ciebie, Twoje pomysły na zmiany i Twoje drogi do celu. Ja za to mam prawo nie być wstrząśnięta i pisać, co mi się rzewnie podoba.
Moja droga, tak bardzo nie chcę się z Tobą spoufalać. Kłopotliwe odruchy wymiotne na myśl o mojej dziwnej roli, jaką przy Tobie odgrywam skutecznie uniemożliwiają mi usunięcie jej całkowicie z pola widzenia, co dopiero stworzenie sobie nowej. W związku z tym bardzo Cię proszę, poczuj się głupia. Znajdź w sobie jakieś okruchy człowieczeństwa z zlep sobie z nich kompleks, chociaż jeden prawdziwy, niecielesny. Zdaję sobie sprawę, że nowoczesne teorie bezstresowego wychowania i widmo psychoanalizy zneutralizowały Twoje naturalne stany dojrzewania. Współczuję, lecz jestem wdzięczna za wskazówkę. Wyzwalasz we mnie agresję. Jestem wkurwiona za Twój zmarnowany czas. Podświadomie (bardzo się tego wstydzę) czuję się poważniejszym opiekunem i powiernikiem Twojego czasu i Twoich możliwości niż Ty. Mam z Tobą niezły problem.
Nie wychwytuję zabiegów producenckich z taką wprawą i nieświadomością, co Ty. Nie zachwycę się. Nie narzekaj, że się z Ciebie śmieję, bo się nie śmieję, ja się poważnie wkurwiam. Moja droga, miejże jakieś sitka! Nie łap wszystkiego, co leci prosto z telewizora i prosto w Twoje oczy (jak bardzo zrobiłabym z nimi coś lepszego). Radź sobie jakoś z tym, że jesteś sama. Nie ma czegoś takiego, jak samotność, zwróć uwagę. Jest tylko stan, w którym masz łatwiejszy dostęp do własnych myśli, które na co dzień tak pracowicie zakopujesz pod warstwą bezsensownej gadaniny. Zamknęłabym Cię w pralni, moja droga, na 2 lata lub mniej, samą. W hałasie, dla ułatwienia. Twój zwyczaj mówienia do siebie, gdy ktoś przyjdzie, a nie ma rozmowy, nie jest uroczy. Tępego wyrazu twarzy nie uda się ukryć pod płaszczem skupionka nad studiami. Radź sobie, mała! Myśl, mała. Gruchając do chłopców starszych i młodszych od Ciebie, jednak niezmienne z tym samym spojrzeniem co Ty, pamiętaj, żeby zagadać nie używając słowa 'cute'. Spróbujmy tak ich omotać, żeby nie wiedzieli od razu, jakie są Twoje ulubione wyrażenia, sporo na tym zyskasz. Mówię to tylko z braku sympatii!
To teraz wróćmy do tamtej nocy. G, jesteś tutaj sama, jak każdy, zawsze. Nie patrz tak na mnie, nie śmiej się za każdym razem, gdy czegoś nie rozumiesz. Ja naprawdę nie mam pojęcia co dalej. Nic się nie da, mam ochotę rozbić Ci nos i obciąć włosy.
Dobra, nieważne. Zostaw mnie już.

czwartek, 31 października 2013

Indaclub

Za co lubię kluby gejowskie, gdy dzień jest jeszcze niewłaściwy, ale zabawa trwa w najlepsze, nieprzerwanie bez powodu i zahamowań, w najlepszym nastroju i zupełnie bez towarzystwa.

Byliśmy w klubie. Od razu mi się nie podobało, widziałam tylko cellulit na udach, brzuchy posuwające się na wysokich koturnach i jasnych, wydepilowanych chłopaków w bokserkach i pelerynkach. Przysiadłam sama na pustej kanapie przy parkiecie beyonce/ciara. Nie minęło nawet 20 minut, gdy moje ruchy rozluźniły się, a jednocześnie wyreżyserowały się na wyzywające. Spodobały mi się łydki i uda, moja twarz. Przestałam widzieć cellulit, przestałam widzieć skórę- widziałam jedynie ruchy bioder i neon pod parkietem. Dwóch więźniów przyciągnęło mnie do środka po tym, jak zauważyli, że się gapię. Moja ogromna wdzięczność, obcasy - tańce. Trwało to bardzo krótk, a zupełnie nie czułam ciężaru ich ciał. Nie czułam ich zapachu, nie czułam żadnego zapachu, bo para przysłoniła niechęci. Nagle potrzebowali do baru. Pierwszy z nich chwycił moją głowę w dłonie i pocałował mnie w usta. Ugięłam się trochę w próbie odsunięcia. Drugiego chwyciłam już ja. Odeszli, machając, trzymali się pod biodra, szli sprężyście.+Kobiety lubią być erotyczne, niezależne, bo są w tym lepsze od mężczyzn. Jakichś mężczyzn, gdzieś, niekoniecznie tych najbliżej. Na pewno nie tych najbliżej. Najlepiej być najbliżej mężczyzn w ciemnych okularach, żeby nie było widać ich głupich oczu. Można przytulać wszystkich. Wszyscy zawsze się odwdzięczają, jak tylko mogą. Kobiety starają się być tak erotyczne, jak mężczyźni.+Zostałam sama. Usiadam po sobie, poszukam koleżanki. Musiałam komuś powiedzieć, bez pośpiechu, ale potrzebowałam się śmiać. Wróciliśmy już w grupie na parkiet i tu zaczęły się tańce: ciepłe, słodkie i cierpkie. Mówili, że jestem prześliczna. Dostałam drinki od kolejnych szczęśliwych par. Ktoś mi tłumaczył, że jako blondynka jestem ikoną i wszystkich to przyciąga, jestem ideałem o zielonej, błyszczącej twarzy. Tańczyłam, nagle w kabinie z natryskiem, podświetlonej od strony parkietu tak, żeby być oglądanym. Nie byłam pijana nawet w najmniejszym stopniu, OK.Wyszliśmy dopiero, gdy skończyła się muzyka, ja już bez butów, a włosy już nie kropiły. + Kobiety lubią sobie potańczyć i pośpiewać o sobie, lubią swoich znajomych i swoje piosenki. Kobiety lubią, jak jest o nich mowa i lubią, gdy się na nie patrzy. Lubię, gdy jest o mnie mowa i naprawdę lubię Cię. Kobiety lubią się uczyć i próbować bez konsekwencji pożądliwych spojrzeń. Lubię tęskoty.



sobota, 19 października 2013

Uratowała życie koleżance, sama straciła nogę

Los nie oszczędzał mojej koleżanki a i tak niosła pomoc innym! Drugiej takiej jak ona nie uda wam się nigdzie znaleźć. Jak była mała, to jej rodzice nie zarabiali dużo, ale i tak zawsze chodziła uśmiechnięta. Ta dziewczyna jest matką trójki dzieci i do tego jest bardzo ciężko pracująca w portierni naszego budynku. To moja koleżanka. Ona studiowała prawo, ale niestety z powodów zdrowotnych i nowych dzieci musiała rzucić studia prawa i zacząć dorabiać. Teraz jest jeszcze bardziej chora na kręgosłup niż wcześniej i jest jej coraz ciężej. Nadal chce nam wszystkim pomagać. Zastanawiam się, dlaczego tak dobra kobieta musi tak cierpieć? Nie rozumiem Boga. Moja koleżanka robiła różne rzeczy, zawsze chciała wszystkim pomagać. Ona jest bardzo mądrą kobietą, która zna świetnie prawo i potrafi tak wykorzystać te wszystkie paragrafy, że interesant jest zadowolony. Z takich bardziej smutnych spraw, to dwa lata temu musiała zostawić swoją rodzinę i wyjechać na 2 miesiące do swojego brata do Piaseczna pod Warszawą, który ma firmę, ale w wyniku wypadku i pobicia nie był w stanie mówić i pracować w firmie, to moja koleżanka przejęła od niego pracę i obowiązki. Kiedy tam pracowała, moja koleżanka tak zwiększyła obroty firmy, że przesyłała swojej rodzinie tyle pieniędzy, że starczyło na nowy samochód nawet! Jest bardzo utalentowana i skromna. Jeszcze innego razu moja koleżanka miała wypadek samochodowy w którym zniszczyła bardzo nogę i zaraz po nim ledwo wyszła z samochodu i zobaczyła, że samochód z którym się zderzyła jest na poboczu i kierowca jest nieprzytomny, ona zaraz zadzwoniła na policję nie zastanawiając się, czy to ona to zrobiła, czy nie. Później się okazało, że to nie wina mojej koleżanki, tylko tej drugiej kobiety, bo miała alkohol we krwi. Poza tym, moja koleżanka zorientowała się później, że zna tą kobietę i że to jest jej była najlepsza przyjaciółka z liceum. W szpitalu udało się uratować tą drugą koleżankę, ale nie udałoby się się to, gdyby nie moja koleżanka, która zadzwoniła tak szybko. Niestety, ona sama wychodząc szybko z samochodu zniszczyła sobie nogę i ta noga została amputowana. Moja koleżanka to prawdziwy anioł, ale teraz choruje na kręgosłup i chodzi z protezą nogi. Dlatego też proszę o zainteresowanie się osobą mojej koleżanki, bo ludziom takim jak ona należałoby stawiać pomniki


piątek, 18 października 2013

- Proszę, musisz mi pomóc! Pokłóciłam się z Michałem Dominiakiem i on zaczął demolować mi pokój, jak w podstawówce, zgniata i sika na różne rzeczy, proszę, pomóż mi! Jak na moją elektryczną myszkę miki i dzwonki, tak teraz na komputer, telefon wyrzuca przez okno. To był ogromny błąd, nie powinnam była robić tej imprezy dla 'przyjaciół' z podstawówki, żadne z nich nie brało mnie na poważnie, wczoraj nawet Gosia wywinęła kota ogonem i wszyscy się ze mnie śmiali, jak zwykle. Proszę, Michał trochę urósł, nie mogę się już z nim bić, a nie umiem już przeklinać i mówić jak on, proszę, pomóż mi go odciągnąć, błagam!!

Ty powiedziałeś:

-Taki warunek możesz mi postawić tylko w sytuacji zagrożenia życia. Jeśli do mnie przyjdziesz, gdy to się już skończy, może powiem Ci coś motywującego.

a gdy podniosłeś wzrok, zwężyłeś powieki.

wtorek, 8 października 2013

Jestem tam

Gdzie się jest, gdy się nie jest wystarczająco dobrym? Tam.
Wszystko przebiega zgodnie z planem, nigdzie mi się nie spieszy i nikt na mnie nigdzie i nigdy nie czeka. W zeszłym tygodniu byłam po raz pierwszy samotna. Nie czytam, nie oglądam, nie słucham. Pracuję do rana, bo nie mogę spać. Od dwóch tygodni zasypiam przez 2-3 godziny, wstaję przez tyle samo. Moja kołdra nie waży, moja kołderka ogłupiała z puszystości. G śmiała się dzisiaj, jak błogi jest mój wyraz twarzy, gdy słyszę wymawiane przeze mnie błogie słowa. Myję toaletę i prysznic, nie wiem, czy dziewczyny umieją. Udzielam wskazówek, pukają do mnie co jakiś czas i biorą różne rzeczy. G przytula mnie, gdy wchodzę czerwona, błyszcząca-spocona do mieszkania. Nauczyła mnie przygotować surowy kawał bekonu tak, jak robi to jej mama: pokrój na kawałki, włóż do miseczki, miseczkę do mikrofalówki, ustaw czas, godzinę i termin, po wyjęciu nie poparz się. Od herbaty z cukrem w takiej ilości też się tyje. Przestało dymić, wiesz? Całkiem się gniewam, ale możliwe, że niedługo im się nazbiera do kupy. Mój jedyny kontakt, moja jedyna samowolna przyjemność, mój własny pomysł, Ty nieszczęśniku, nie mam nic oprócz myślenia o słowach.
Jak mogę wrócić do domu? Taka jak teraz, naga z zamkiem w drzwiach, automatyczna z karniszem, brudna z papierosami, bezpieczna bez opiekuna, nudna bez pomocy. Zniecierpliwiona wydaję pieniądze w sklepach spożywczych, ale nic mi nie smakuje. Często chodzę do biura po nowe żarówki do lampki na biurku. Wzięłam karty do gry.

środa, 11 września 2013

Od pewnego czasu nie odsłaniam już okien. Lampa ma w dupie słońce i deszcz. Mój pokój zatapia się w sobie. Mój pokój robi się coraz nędzniejszy i bardziej tkliwy. Ukochani dawno, często śpią. Rzeczy się sypią do wielkiej dziury na środku, ale dziura wcale ich nie przyciąga, a nawet odpycha.

Przysięgam, że widziałam dzisiaj w szpitalu pielęgniarkę przebraną za lafiryndę. Farmaceutka nie zrozumiała moich słów, jakiś praktykant na obchodzie otwierał mi wszystkie drzwi w pokrytym dębową boazerią korytarzu. Szukam Ojca.

Niedługo zrobię porządek w pokoju na przyszłość. Jestem prawie pewna, że będzie przez kogoś wykorzystany.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Dramatis personae
Pokój - nienasz
Ruchliwa Grdyka
Nasz Bohater

/ spory, błyszczący stół, atmosfera żartów w miłym towarzystwie /

Pokój
Jak postępować ze mną, żeby nie dostać kurwicy: jeden, jeśli ci tego nie powiedziałem, nie myśl, że cię lubię; dwa, jeśli masz imię zawierające „r”, zmień je; trzy, jeśli nic nie odpowiadam, to znaczy, że już nie odpowiem; cztery, mówiąc coś do mnie, wychodź z założenia, że raczej nie odpowiem.

Nasz Bohater / wychodzi z założenia, że powinien wyglądać na zadowolonego /
Nic nie powiemy, o ile to w ogóle dla Ciebie ważne. Spróbuję nie opuścić wzroku pod Twoim spojrzeniem, o ile to w ogóle dla Ciebie ważne.

Pokój 
Nie, nie wiem, nie raczej.

Ruchliwa Grdyka / rozciągając pachwiny z butem na stole /
Mogę Wam coś opowiedzieć? Może chciałbyś posłuchać czegoś o mnie?

Nasz Bohater
W zeszłym tygodniu zrobiłem coś, czego nie robił nikt ze znanych mi osób. Bardzo fajne doświadczenie.

Pokój 
No! To fajnie!

/ zaczyna bardzo powoli i z naciskiem na każde słowo /

W jednym z tych filmów, teraz sobie przypomniałem, była taka bardzo śmieszna rzecz. Scena polegała na tym, że nasz bohater, sportowiec, siedział przy stoliku w restauracji i kelnerzy mieli mu donosić kolejne potrawy. Tyle tylko, że nigdy nie udało się żadnemu z nich donieść tacy z daniem do klienta, bo po drodze zawsze wywijali orła i wywracali się jakoś estradowo. Kamera filmowała sportowca, a w tle, rozmazani, Ci upadający kelnerzy.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Tylko dla nieczułych

Opowiadaja, jak wywijalas z oyem?


Opowiadaja, jak wywijalas z oyem!
  

Trzeba było tak od razu! Będę jutro.


Na dnie mojej głowy masz wynajęty apartament na strzeżonym osiedlu. Masz przy mnie kompleksy? A ja myślałem, że przesadzam z zalotkami. Wiem, że po Tobie nie spływa, po mnie też nie. Uwielbiam Cię.


Marcel też nie za wesoły, pokłócił się z kolegami z podwórka (m.in. mówili, że kocha Oliwie, a nie kocha, fuck.) Za to wyszedł jego tata też grubasek, wyniosł paletki i teraz sobie graja na tle zachodzacego słońca

------------------------------------------------------------------------------------
...
------------------------------------------------------------------------------------

Porke you don't love me? Tydzień grafomaństwa.


Nie mow mi, żebym cię nie strofowała, skoro mam prawo. Mówię to co myśle. Wszystko mi jedno, chciałabym po prostu pozbyć się tych kaset, wiem że i tak nie obchodzą cię argumenty


Zzzuyanno ucieklas z moich szponow!


Zuziu, wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla ciebie i Tomka i dla Karola i Zosi (jeżeli jesteś w ich pobliżu) i całej reszty (ewentualnie, oczywiście).


Kiedyś miał wylew i wypadek samochodowy, a ostatnio robili mu operacje na otwartej czaszce. I teraz chyba mial kolejny wylew. Powiedzieli nam, że też nie szanował zdrowia. Pewnie pojdziemy, jeszcze nie rozmawialiśmy o tym grupowo


Zuzia-Zuzia, Zuzia-Zuziaaaa!


Super! Smieszne bylo to, ze odbieralem Twoj telefon wchodzac po schodach z pelnym dzbankiem wody i mowilem bardzo glosno i obudzilem rodzicow, a w dodatku z kazdym krokiem oblewalem sobie koszulke sporym chlustem wody z tego dzbanka. Fajnie bylo


To piwo z siostra rusza mnie za serce, ale o ile nie planujesz zniknac ze swiata w przeciagu 10 dni, to ide spac


Syrenko

------------------------------------------------------------------------------------

od tej pory nie ma już za wiele

List zwracający honor

Nie mogę się z Tobą skontaktować, a ostatnio działy się tak niewąskie rzeczy, że aż wstyd Ci tłumaczyć, co tracimy. Niedługo wyjeżdżam i chcę tu większość dziur po sobie pozaklejać, a tylko niektóre rozerwać i do powrotu pozostawić przewietrzaniu.

Straciłam ostatnio kilka osób. Jeśli dokładniej się temu przyjrzeć, sama się ich pozbyłam. Od siebie dodam jeszcze, że chciałabym, żeby tak to jedynie wyglądało, zatem nie niosło ze sobą żadnych konsekwencji. Przecież wiesz, Mój Drogi. Zwierzanie się w moim wykonaniu to zabawna sprawa. Zniewolona powielam schematy postępowania z każdym pasującym do odpowiedniej kategorii, kategorii jest mało, ludzi dużo. Potrafię wymienić w tabelkach zależnych od bliskości domyślnej i etapu wszystkich. W każdym okienku mieści się sporo emocji, naprawdę zdziwiłbyś się, Mój Drogi. Jak Ty dobrze mnie znasz, jak mi na wszystko pozwalasz i nie ganisz. Nigdy nie myślałam, że robię cokolwiek dobrze jako przyjaciel i rzadko się o to staram. Nie dbasz

Dzisiaj przy smażeniu naleśników myślałam, jak dobry jesteś dla mnie i dla siebie. Straciłam poczucie misji, a razem z tym poczuciem postradałam wszelkie obawy i złe wspomnienia. Nie brakuje mi rozmowy z Tobą. Lubię Cię w jakiś inny sposób. Może jednak trochę brakuje, ale to z tęsknoty za samą sobą. Jako jedyny w moim życiu i najpiękniej dawałeś i dajesz mi marzyć i tęsknić. Miałam możliwość tęsknienia do ludzi, do szczególnych ludzi, do fantazji i do mojej utraconej wyobraźni, do śpiewania i do mojej szczerości. Tak długo tęskniłam, że sobie wmówiłam, że potrafię to bez Ciebie, a nie potrafię.

Robi mi się ciepło i uśmiecham się, myśląc o Tobie. Spora część mojego świata u Twoich stóp


niedziela, 11 sierpnia 2013

Gorąco gorąco, słoneczko lubi gorąco -- aaa

gorąco gorąco, ja lubię wszystkich.

W snach najbardziej obce (chociaż pozornie, formalnie bliskie) osoby z naszej grupy przytulają mnie i trzymają długo, aż się nie ogrzeję. Obce loczki łaskoczą mi policzki.
Innej nocy w moim domu, który rozrósł się do rozmiarów francuskiego pałacyku (Chateau), zbierają się wszyscy mężczyźni i chłopcy których znam, na casting prowadzony przez moich rodziców. Szukają dla mnie chrzestnego z prawdziwego zdarzenia.
Wy nie spełniacie ich oczekiwań, siedzimy we trójkę w najmniejszej łazience i śmiejemy się z instrukcji wydawanych z głośnika. Śmiejecie się. Ja znowu trzecia, jak dawniej.

niedziela, 28 lipca 2013

-stymulacja argonu na cuda w ciągu ostatniego tygodnia koszmarnie przyspieszyła. Dwa dni zsumowały się z wyśnionymi, bajecznymi dodatkami do czterech. To wszystko jest dla mnie bardzo, bardzo ważne i do tej pory najistotniejsze tych wakacji.
Nie tracimy ostatnich śladów stabilności! My je tylko odbijamy rakietkami, dzielimy się po równo. Wszystko według mnie.

- Cykl, nieskrępowany obawą o brak cierpliwości. Mamy cały czas na świecie, jeszcze nigdy nie byłam o to tak spokojna. Oddychamy bez skrępowania, siedząc ramię w ramię na balkonach, cześć, ale dużo przed nami, pączkuję na każdą propozycję



środa, 17 lipca 2013

rozrywki rozryweczki


Przed, w trakcie i po śnie- ROZRYWKI. Niewybredne małe pomysły- mało czasu, dużo frajdy, zysku, przychodu. Zabawa w dom bez taty, bo go nie ma. Zdaje się, że w konsekwencji mamy też, a dni płyną. Dni nie płyną, tylko kruszą się jak ciasto albo zęby.
W każdym razie w ramach rozrywek gram w szczęśliwy upadek, który naprawdę jest szczęśliwy. Nie ma tam żadnego tekstu, co mi odpowiada, bo czytanie nie rozrywa. Czynności też nie rozrywają, tylko patrzenie.
Muszę się przyznać, że do tej pory nie doceniałam telewizji. Teraz wydaje mi się totalna i nie do ogarnięcia. Śnią mi się po nocach głównie szczęśliwe upadki i telewizja. W tej telewizji jest jak w sklepie, tylko wszystko za darmo. Można podziwiać obrazy natury przez 10 min, można oglądać realne i wiarygodne szczęście z płaczem, a nawet bez płaczu, czasami.
Sporo mi się śni, codziennie co innego. Gdy nie planuję pogrzebów i sprowadzania zwłok, zazwyczaj jest to coś płynącego wartko i z sensem. Gryzie mnie na festiwalu muzycznym organizowanym w dziecięcym szpitalu zakaźnym meszka. Moja skóra twardnieje, grudkuje, stepy na przedramieniu z ładnymi kanionkami. Pani w przychodni otwiera klatkę z dwoma, naprawdę malutkimi krukami, które dziobiąc rozkosznie docierają do poprawnej diagnozy schorzenia. 

piątek, 12 lipca 2013

Opiekun

Na koncercie, trawie i błocie obija się o mnie torbą przełożoną przez ramię i przyklejoną do tyłka - Opiekun. Ruchy jak kopulacja, buja się wdzięczny, sztywny, wąski tułów przesuwa się od pionu do skosu, a ja umieram z ciekawości, jakie kolana tak ładnie bujają. Jesteśmy zbyt blisko. Zaraz się odwróci, żeby spytać, czy wszystko OK. Wszystko na twarzy tak blisko jak się tylko da, żeby tylko zachować gładkość i powab skórki.

Jasne, że OK! Super, fajnie, że tu jesteśmy. Dobrze mi tu, nie mogłabym chcieć czegokolwiek innego. Nie obijasz się o mnie nieprzyjemnie, to nawet spoko, bo sama mogłam nie zacząć bujania.

Ramiona zwinął sobie na wąskiej piersi, nie jest mu niedobrze od bujaniny? Buj, Opiekun, znowu patrzy, mówi, że to jego idole. Co jakiś czas uprzejmie się na mnie przechyla, podobnie uprzejmie kładzie, trochę tłumaczy, gdzie jesteśmy. Od zawsze nie rozumie mojego milczenia na mój sposób, nie toleruje go, źle się z nim czuje, próbuje mnie rozerwać, zabawić? To tylko domysły. 

spoko, zapamiętam!

Nie wiem, w których dokładnie momentach, ale odsuwa się trochę co jakiś czas. Nie wiem, jaki powód i jaka z tego przyjemność, a jaka przyjemność z powrotu do zabawiania. JASNE, że poczeka.

Jak tam? wszystko w porządku?
w porządku. dziękuję

Wierny koledze
ale dziękuję

czwartek, 11 lipca 2013

żeby dostać wizę do kirgistanu trzeba wziąć udział w konkursie recytatorskim w języku rodzimym.
szykowałem się cały weekend
ale znajomość tańców ludowych to już szczera prawda

uczę się tylko w teorii

 ***

żeby mieć smukłe ramiona, należy  ze swoimi planami zmierzać w stronę ideału. Kupiłam dzisiaj hantle za 10 złotych. Krótkie opowiadania pisze się na Kasjo bez przymrużenia oka i nigdy jak do tej pory, chociaż zdaje się, że sytuacja wymaga chociaż szczątkowego komentarza. Może za jakiś czas

***

Mężczyzna jest na rozkładanej części narożnika pokrytego wizualizacją betonu, w dużym pokoju z dwoma oknami na wysokości, a dwoma o wysokości pokoju. Przeżywa wydarzenia ostatnich kilku godzin słuchając leśnych komarów ograniczonych dwoma siatkami w każdym z okien.
Ma poprawione dzięki kobiecie operacjami kolejno: wzrok, cerę na prawym policzku, cerę pod brodą, cerę na szyi. Szeroka klatka piersiowa i szeroka szyja, mały brzuch, obie nogi sprawne i szczupłe.
Do domku przyjechał bardzo zadbanym autem z 2001 roku i zamknął za sobą bramę na kłódkę, bo może to coś pomoże, albo i nie pomoże w walce z nożyczkami do siatki i rozkładaniem na części.

W domu nie czeka żona, żona domaga się powrotu, przeprosin, a wcześniej najlepiej kartki ze zdjęciem bukietu i kwiecistymi deklaracjami, tak mu się wydaje. Ona się wszystkim skarży, ona płacze. Ono nie chce być samo, ono może być nawet samo, byle najpierw głośno i wspominając imię Pana zapewnić, że to nie samotność. Ono nie rozumie. On by chciał przywiązać ono do krzesła i krzyczeć w zmarszczoną buzię, żeby zrozumiało. Mężczyzna nie może, mężczyzna uciekł.

Kobieta jest na kanapie w pokoju z dużym telewizorem, w mieście. Nie śpi po nocach, płacze, że ją to spotyka. Nie może sobie z nim poradzić. Co może zrobić w sprawie swojego mężczyzny, jak tylko trzymać blisko, działać zgodnie z jego wyrzutami sumienia, zwracać uwagę na to, co jest źle, przecież inaczej nic się nie zmieni. Ona już niczego nie chce. Albo chce, żeby on w końcu był jak inni, jak ukochana nadawczyni listów o Panu Bogu, albo jak Sznuk. Ona go tak lubi, on jest taki uprzejmy i elegancki facet! A mężczyzna leży w tamtym łóżku daleko i nadal nic elokwentnego nie stwierdził


*

Mężczyzna był u mnie w domu kilka godzin temu. Zostawił samochód za bramą, ja staram się nie myśleć, czemu. Zza furtki patrzył na mnie na czerwono, ubrany tak, żeby kobiecie się nie podobać. Mówił szybko, niespokojnie i zmieniając pozycję zbyt często. Patrzyłam błagalnie na opiekunów, jedno z nich bezczynnie drzwiach, drugie z dupą głęboko w skórze przed TV. Płakać, płakać, płakać, ale przynajmniej idą zmiany

sobota, 25 maja 2013

- Dziki, duszący i czerwony śmiech niewyraźnie słowami żart z nas, K umiera i śmiech mu wypala oczy, buja się, zęby białe, nic nie mówię. M patrzy czasami na mnie, ale ma pracę, śmiech, boże jak FAJNIE śmieję się, bo muszę, śmieję żeby na niego nie patrzeć, teraz już muszę patrzeć, żeby śmiał się dalej. Poleciał żart o certyfikacie mieszacza cementu.

- Za dużo i zawsze tak samo mówię o ludziach.
On ma pod okularami oczy, w które nie da się patrzeć i dobry, przyjacielski zapach: piwa i papierosów. Patrzy zwierzęco, nieludzko, usta nie odciągają wzroku, niema ich, one to inna historia. Pachnie czasami droższymi męskimi perfumami i wtedy dopiero można się zorientować, że to mężczyzna. Mówi czasami po mojemu, a czasami tak bardzo nie, że mam ochotę skubnąć trawę i zabeczeć. Sepleni trochę, wolno i rozsądnie. W dobrych stosunkach z teściem, budują razem światłowody. Przy okazji tego wszystkiego w dobrych stosunkach ze mną.


- bo, sprawy które nikogo nie obchodzą:
twoje histerie i paniki
twoje ograniczenia
miłości twoich miłości
twoje sprawy, dla ciebie atrakcyjne
twoje potrzeby i moje potrzeby

Musisz je sobie zabijać sam.
Nie ma oparcia, nie jest Ci potrzebne, to tylko przyzwyczajenie. Idź do przodu albo siedź w przedpokoju, jak tam sobie wolisz.

sobota, 11 maja 2013

przewoźnik

'ten kosmiczny taniec wybuchowej dekadencji i wstrzymywanych pozwoleń wykręca nam wszystkim po kolei ręce, jednakże, jeśli słodycz wygra, a zrobi to, to jutro też tutaj będę, by przybić wam piątkę za wczoraj, przyjaciele'

środa, 24 kwietnia 2013

Ćwiczenie 2

Miał rację, dostałam temat do opisania.  Jak nam idzie ostatnio pisanie? Z lotami i zlotami, podłużnie i zły smak w ustach od nieumytych zębów.
Ci goście w ten piątek, to nie wiem. Prawda, że szczęście, ale bez sopranowych chórków i skrzypiec za plecami. Zajęłam czas oszukiwaniem się, że wolę nowych od starych. Nie dorastam starym do pięt, ja tu się obrażam za byle co i zostaję w tyle skrzywdzona i ciągle nie chcę, żeby mnie ktoś znał, bo już wolę słuchać. Naprawdę nie mam nic do pokazania.

***

Ten nasz miastowy Gmach Ukrainistyki, to budynek jak siedziba dowolnej firmy od przemysłu. Taki trochę długi parking jest miejscami zajęty, zasłania ludziom z chodnika szklanoszary budynek Zarządzania. Jest pięknie i cicho. Dwóch chłopaków idzie obijając się ramionami gdy pójdzie żart czy tam chodnik się urozmaici, stukam za nimi.

Przed znakiem na budynki A,B i C skręcamy do C, a oni kilka razy odwracają się do mnie. Wszyscy niepotrzebnie okrążamy gmach, ja udaję, że przyglądam się rozwiązaniom materiałowym, oni wykręcają na mnie głowy, gdy tylko rozmowa urwie się na chwilę. Trafiamy do sporego przedsionka, recepcjonista ma strzałkę w prawo, którą nam strzela strzelającym (wskazującym) bez ruchu głowy i ust, a już na pewno dobrego humoru. Nadal jest cichutko, nas robi się coraz więcej i teraz już rozsądnym tabunem zasuwamy za strzałą. Jakiś przedsionek z dwoma oknami za siatką, loża prezydencka? O, terakota! Drzwi i wchodzimy na trybuny.

Do tego momentu byłam przekonana, że będą finały akademickich zawodów w siatkówkę. W podróży doskwierała mi najprawdziwsza, kwaskowata samotność. Nikt ze mną nie chciał pójść, robię coś niezbyt fajnego, poddałam się machinie studium wychowania fizycznego, marnuję czas.

Akademickie Mistrzostwa Warszawy w Aerobiku Sportowym.

Nikt nie ma uczelnianych koszulek, dziewczyny i chłopaki plotkują sobie, na górze siedzi trochę rodziny, a na dole jury, denerwujący dryblas w sztruksowej marynarce i z mikrofonem jest ciągle na spacerze. Idę trybuną na koniec sali i jak na koncercie przebijam się łokciami do chromowanej barierki. Występującym nie chce się wyglądać.



wtorek, 2 kwietnia 2013

Okazało się, ze K ma uczulenie na jajka. W tym roku święcimy indycze, jemy przepiórcze

W sobotę około południa prawie omdlałam z roztkliwienia miłością Stasia do Nel. Mama trochę pokrzyczała na tatę za roztargnienie, brak rozsądku lub porządku i chyba sympatyczność, wyszli na spacer (na czas, mieli jedną godzinę). Nikt nie przejmował się jajkami.
Powiedziałam, że mogę się nimi zająć, ale dopiero za jakiś czas, bo koniecznie muszę pojechać do centrum na chwilę. Mama raczej się nie zmartwiła, powiedziała, żebym robiła, co muszę i olała (bezterminowo) jajka.
Bez problemów zaparkowałam i wyszłam z samochodu, a stukać mi się po prostu, zwyczajnie zachciało: o puste płyty, w trakcie krótkiego spaceru. Wszędzie mało, gdzieniegdzie kompletnie pusto, wszystko w jajkach i z jajkami w kieszeniach, jajka się wylewają, obsypują, bulgoczą.

Puszczam się biegiem w stronę skrzyżowania i łapię za rączkę przezroczyste drzwi. Wchodzę do kolorowego, niewybrednego KFC, staję przed ladą. Za moimi plecami dokładnie: dziewczyna i chłopak Azjaci, mówią po polsku; chłopaczek jedenaście lat, raczej grubszy; chłopak jedenaście lat szczupły, ciemne włosy, okulary, Azjata. Jestem tu najstarsza.

Dowodzę wielkim, antyświątecznym, nieletnim ruchem oporu. Jemy każdy przy swoim stoliku, ja jestem na podwyższeniu. Mogłabym zgromadzić swoich imprezowych rebeliantów i podniecić do pożerania, do zapchania sobie brzuchów multi-frytkami i kurczakami wolnego słowa, chciałabym tego. Mogłabym iść pod świątynię na małe barykady, rozmiarem dopasowane do wzrostu, ale na pewno nie temperamentu! Nasze gorące serce i pełna buzia.
Gryząc frytkę centymetr za centymetrem, poczułam się bardzo bezpieczna w mojej niesprawiedliwości i poczuciu skrzywdzenia. Jak to cudownie wiedzieć, że wszyscy są przeciwko mnie, bo okłamali i zrezygnowali ze świąt szybciej, niż ja.


niedziela, 17 marca 2013

w słońcu kurzyk



Dogasa mi melancholia nieruchomych przedmiotów.

Kurzę własnoręcznie dwa tuziny dorodnych sztuk. 

W moich i obcych bólach okazało się, że wpływu nie mamy na nic. Trzeba pisać bloga, trzeba pisać dużo tekstu do siebie. Nie można, powtarzam, nie można absolutnie traktować człowieka jak siebie i czynić mu tego, co należy. Źle wychodzi ocena, czego mu trzeba, a z czym wydziwia.

Jest mi ogromnie smutno. W dzisiejszym pięknym słońcu, stopniach plus drugich, nie umiemy już się ładować przy sobie. Wszystko się odkształciło dążąc do zawalenia. Jakieś dwie zdruzgotane ściany opierają się nadal o siebie: trochę pewniej niż wcześniej, bo nie trzymają niczego nad sobą; dżentelmeńsko skupione na przetrwaniu.

Chciałabym być przezroczystym ekranem rzuconym cieniom, chciałabym się przydać!
Chcę, żeby wszystko trafiało do mnie,
zero życia beze mnie.



poniedziałek, 11 lutego 2013

Wszystko już było. Gdyby nie było, pisałabym o głuchych, ślepych, bardzo niebezpiecznych

My tu nie mamy maja. My tu nie gramy w nic z Wami! Nawet ze sobą nie gramy. Z Tobą też nie. Nie gramy, co powstaje z nie jesteśmy. Nie dupa, nie. --- Sumuję w głowie wszystkie numery i idzie chyba o to, żeby mieć więcej niż odkładam. Chwileczki przypieczętowanej już wielokrotnie ugody oscylują niezmiennie w płaszczyznach poobiednich lub wczesnoporannych. Wydłużające się traumy niespełnionych, dziennych marzeń i całkowicie świeże (i jeszcze kusząco pachnące), tłuste, powolne strachy dążą do wypełniania. Całkowity brak potrzeby odpowiedzialności za własne słowa; tu, teraz, ja to robię. Rozleniwienie, błogie nigdy w życiu.

sobota, 26 stycznia 2013

zeszyty oddajemy jutro?

Uff puff sruuuuf
Mam pisanie na kolanach, w tafli odbija się ciało wtopione w poduszki. Mam kilka godzin ketonalowej przerwy, noc czeka mnie przerywana i płaczliwa, jak powrót do domu.
Robię to już czwarty raz, a problem jest obrzydliwy i banalny zarazem. Nie mam z nim zbyt wiele wspólnego i zaczynam chyba trochę się wstydzić, że nadal tak mocno mnie opisuje w cudzych oczętach.
Uf, już trochę za mną. Trochę przede mną. Wstyd mi mówić, że cokolwiek robię, ogłaszam, że nie robię nic. Nie zajmuje mnie nic. Nie ulepię nic.
Mówiłam im, że nie podoba mi się, jak ze sobą rozmawiają i prawdziwą udręką jest słuchać ich nudnego i głupiego bełkotu. Prychnęła, jak powiedziałam, że zadowoleni z siebie nigdy nie będą wysłuchani i pokochani. On cośtam mruczał, że jeszcze jestem na innym etapie związku. Rozumiem, jak dużym wysiłkiem było dla nich milczenie. Nie rozumiem, dlaczego między nimi i z nimi zawsze siąpi kwasem.
Pan od rzeźby mnie lubi. Czeka, aż się przywitam, jeśli tego nie zrobię, odchodzi pospiesznie, schodzi po schodkach w dół i na sam dół i do pracowni z radiem zet. Tylko z moich żartów się śmieje, skurwiel. Ma coś bystrego w oczach, jest fajnie arogancki i sarkastyczny, wysoki, kiedyś pewnie ciemny, teraz siwy. Bezkarny uśmieszek między policzkami ograniczonymi na szczupłej twarzy do dwóch piłek ping-pongowych. Oczy to samo, mogą być wykonane z tego samego przy okazji konstruowania poglądowego modelu.
H mówi, że trzeba uważać i brać pod uwagę i 'przeanalizować warunki, które życzą sobie w określonym momencie zaistnieć', jaka mądra! Rzeźbiarz naprawdę frajer.

sobota, 5 stycznia 2013

Czy chciałbyś, żeby Twoja spocona, zaśliniona mordka wygrała plebiscyt na Zdjęcie Tygodnia w kategorii witajcie na świecie? Ja bym chciała. Tylko moje w kolorze, zajmuje A6. Mam misiowy kocyk od taty, a na skroni resztkę soków od mamy.
Rodzenie jest okrutnym zwyczajem. Bardzo boję się momentu, w którym ciało zacznie być o niebo ważniejsze niż uczucia, a będzie to trwało niecały rok. Dochodzą do tego zmiany i obawy i hormony, to wszystko zmieszać w brzuchu, wielkim, pięknym i różnokolorowym, można udekorować naklejkami w kwiatki i rysunkami, jak gips, chcesz się podpisać? Wyżej uśmiech, promienie z zębów. Jedynym wyjściem zdaje się potraktować na poważnie nakazy dbania o brzuch, puszczania mu mozarta i gadania w gronie przyszłych mam. Magazyn Dziecko.
Jeśli olać jaśniutkie filmy o trudach, radościach i kupie śmiechu, robi się bardzo smutno. Przeraża mnie intymność i dosłowność tego zwyczaju, brak czasu i gonitwa. Ogromna samotność w świeżo powstałym związku, między człowiekiem, a jego pachnącym stworzeniem. Mam pewne podstawy, aby podejrzewać, że będę zaciskała zęby przez pierwsze 3 lata. Nie umiem gaworzyć do dzieci. Współczuję im kontaktu ze mną. Byłabym najsmutniejsza na świecie, będąc moim dzieckiem.
Koi tylko myśl, że to będzie ktoś różny i nowy i miejmy nadzieję o wiele głupszy lub o wiele mądrzejszy już na samym początku. Oby nie wdzięczny.