poniedziałek, 17 grudnia 2012

Ćwiczenie 1

W tej szatni jest 196 dopełniających się szafek. Zazwyczaj dostaję numery wyższe niż 130, często wracam do Pani za zbyt wysoką ladą i kładę kluczyk na zbyt wysokiej ladzie. Rozmawiając przez telefon, z fotela może zobaczyć mój wadliwy kluczyk. Kluczyk zabiera ze zbyt wysokiej lady, gdy sobie przypomina o swojej roli, ku mojemu zadowoleniu z przedłużeniem kilku chwil wolnego, całkowicie przypadkowo. Nie winię, przecież ma w przeszklonej gablotce obok domku recepcyjnego piękne buty, koszulki do tańca, szarfy z dzwoneczkami do wykonywania tańca brzucha i dużo złoconych wisiorków. Na ścianie wisi plakat z reklamą zajęć prowadzonych w stylu Sexy Dance.

W szatni jest 196 szafek, plus ćwierć tego dziewczyn. Nie zdaję sobie sprawy, jak dużo już mają lat. Nigdy się nie mieścimy przy szafkach ani na dwóch dwumetrowych ławkach. Dziewczyny mają kolorowe majtki i skarpetki, koronkowe biustonosze, szaliki i skórzane torby.
Ja mam adidasy, które kupiłam poprzedniego wieczora z Karoliną.

Chciałabym, żeby:
Sporty nam się podobają. Odzież sportowa i sprzęt sportowy ma urok.
Chcemy, żeby torba, która mieści się w plastikowej kulce, uzupełniała nas na cały dzień.
Uznajemy plastyczność, kolorystykę i funkcjonalność za jedyne powody istnienia towarów na sprzedaż.
Chcemy chwalić się przed znajomymi dodatkowymi zastosowaniami.

Spoglądam na schludniutkie, bielutkie buty z gruba podeszwą zapobiegającą nadwyrężaniu stawów przy skokach i nie mam gdzie ich założyć. Dziewczyny mijają i omijają mnie, mnóstwo dziewczyn w kolorowych majtkach i leginsach pochowanych w skórzanych torbach, na torbach sprzączki, na sprzączkach chrom, oj dziewczyny!
Mówi się o zajęciach. Ci ćwiczeniowcy mają kompletnie w dupie studentów i że wiadomo, że to się oblicza z tego wzoru z e do x p, ale jeśli już e do x p, to przecież rodzi mnóstwo kolejnych problemów, których rozwiązanie jest niezbędne do zaliczenia przedmiotu, dziewczyny takie kochane.

Zostaję w szatni najdłużej, bo jako ostatnia dopycham się do szafki. Upchnąwszy ostatecznie niebieską torbę na półce zamykam sprawę i cwałuję na korytarz, z którego uśmiecha się do mnie ogromny chłopak z dredami, on chyba wie, że cwałuję na aerobik z dziewczynami. 

wtorek, 11 grudnia 2012

Ścigaliśmy się na samochody

Ślizgaliśmy się dzisiaj oponami, ja po ulicy B, a on po ulicy W. Był szybszy, Pojawił się na K jako pierwszy. Podjechałam i podwinęłam szybę za łokcie, on to samo i ustalone, że wygrał i że teraz już wiadomo, że W jest lepszym wyjściem.
A najważniejszy w tym czasie był bardzo daleko, nieobecny. Tak przyjemnie zimno, tak mi komfortowo z tyloma alternatywami transportu i sposobu. Jak przyjemne charczenie, ocieranie, szuranie i piszczenie śniegu, tak przyjemnie mi być samą z moją brzydką, brązową i szarą tekturą i pleksą, przegranymi rozmowami, wygranymi i smutnymi porachunkami, z Wami. Nie czuję żadnego niepokoju, muszę narysować 10 głów ludzkich na poniedziałek.

niedziela, 9 grudnia 2012

Główny bohaterze

Dobra, główny bohaterze, jest tak:
Dwa słowa, główny bohaterze.  Nie wiesz.
Daj spokój. Główny bohaterze.
Zostaw to. Główny bohaterze.
Mam dość.
Nie słuchasz.
Nie umiem. Główny bohaterze.

Zamykaj usta, nikt nie chce zbyt długo patrzeć, jak przeżuwasz piosenki.

Adnotacja, poprawka z godziny 23:59: Ja nie chcę patrzeć, jak przeżuwasz piosenki.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

wujku

Nie jestem szczęśliwa.

Mieć źródło to za mało, jeszcze należy nie być zazdrosnym i zawistnym.
Jestem głupia i porywcza, jak nie mam źródła. Gdy mam, jest mi przykro.

Jestem przytłoczona i skruszona, jeśli faktycznie wszystko jest tak duże, jak mi się teraz wydaje.
Chcę, ale gdy próbuję, widzę jak bardzo jestem nieumiejętna i budzę sobie nienawiść do tego, czego potrzebowałam ptrz wyżej.

Tęskno do czasów, gdy człowieka nie przytłaczała cywilizacja.

A gdyby się brać za wróżby, to wyszłoby mi:
Powinnam więcej grać w zdrapki. Na piekące usta pomoże mi ślina. Nie chcę muzyki i nie chcę ludzi.




[
Nie najlepsze samo-poczucie może Ci dzisiaj utrudnieć działania. Dolegliwości zdrowia nie korzystnie wpłyną na Twoje stosunki z innymi. Nie licz na dobrą współprace ani porozumienie.
Miłość: Zmień taktykę.
Praca: Twoje decyzje wymagają rozwagi.
Zdrowie: Wykożystaj oczyszczającą moc wody.
]

poniedziałek, 26 listopada 2012

Hej hej hej cześć


Tak to jest u nas na budowie. Błękici się niebo i żurawiki się kręcą. Tak to u nas jest; niedzielnie, zawsze 10 minut późno, zawsze prace tylko w strefach najblizej powierzchni, co nie?
U nas, w moim kraju, w diecezji drugiej są dwie rzeczy naistotniejsze:
Jest pomysł i jest chęć. Oprócz tego, jest u nas wystarczająco. 
U nas wszystko łączy się ze wszystkim i ze wszystkim składa śluby małżeńsko-panieńskie. U nas się jada szybko i w tajemnicy, bo jabłko to za mało. 

czwartek, 22 listopada 2012

Miłość

Nie mogąc się pozbyć (jakoś dozgonnych i) głębokich uczuć do wszystkich, którzy byli dla mnie chociaż trochę dobrzy, mam problemy z określeniem, co teraz trzeba: okazywać miłość czy współczucie. Tyle osób stać na okazywanie, dlaczego ja się jakoś puszę i uśmiecham głupkowato, gdy którejśtam pani przy wejściu na wydział imponuję fantastycznymi perfumami i mówi mi o tym nie podnosząc wzroku?
Bardzo dużo się zmieniło, palę  papierosy i wszyscy czekają, co powiem. Michał w wieku mojego brata, któremu się mylę z koleżanką z roku, zawsze mówi cześć na mój widok mimo, że się zupełnie nie znamy. Jest wysoki i ma za sobą tak dużo, co ja mogę mu? Inny Michał zawsze się nachyla czekając na dotknięcie policzkami a później odchodzi, on nie pali papierosów. Boże, Pani Od Kóz Patrzy na mnie czerwonymi zmęczonymi oczami i Uśmiecha się pięknie (czerwone spuchnięte oczy, szczęśliwe tak pieknie), Błaga o uwagę i szacunek(Mówiąc wolno, Sięgając po piękne, kolorowo ilustrowane książki, żeby mi Wytłumaczyć na więcej niż jednym przykładzie. Bo spytałam o cośtam, tylko po ty, żeby ze mną Porozmawiała, gdy będziemy czekać na kolejną osobę do korekty. Ja tak bardzo nie chciałam zostawiać Jej tam samej! Ona czekała na mnie w pustym ze splecionymi dłońmi, od razu na mnie Spojrzała gdy weszłam, mam nadzieję, że Odwróciwszy wzrok od pięknych okien wychodzących na patio). Siedzę przed Nią i policzki mnie pieką z miłości, nie panuję nad potrzebą ukoronowania Jej posadzonej na kryształowym tronie, częstując jednocześnie pysznymi deserami.
Kroję sobie serce błyszczącym tasakiem, gdy mam się tłumaczyć Siwiutkiemu Profesorowi Osiemdziesiąt i dwa lata, jakim prawem kryję przed Nim wszystkie moje przywary, że Nie Może mnie należycie wysoko ocenić. Poklepuje mnie wolno po ramieniu i Mówi "do zobaczenia!" i żebym zgasiła światło w sali, gdy spakuję wszystkie prace do teczki. 20 minut temu Opowiadał nam o Warszawie i wtedy tyle osób gadało!!! Co zrobić z taką ilością miłości, której nie umiem zupełnie okazywać, na co wylewać? Jęczę tylko i pomkrukuję, a T jakoś nie rozumie albo to już za nim.
Chcę, żeby Oni Byli pyszni. Chcę, żeby Byli dla mnie bezwzględni, żeby Czuli się ze sobą dobrze, żeby zawsze Mieli jakiś inny punkt odniesienia, który nie pozwalałby im się niczym i nikim na wydziale Przejmować. Chciałabym, żeby się Czuli najważniejsi. Żeby Sprawdzali obecności i Oblewali tych, którzy Nie Dobiegną na czas. Chcę, żeby Zamykali po 15 minutach drzwi na wykład. Należy Im się za tyle emocji, ile już Zdążyli mi przekazać.
Jak tu uszczęśliwić dydaktyka?

niedziela, 28 października 2012

Mamucie

Potrzeba wielkiego tomu, żeby zmniejszyć liczbę nieporozumień tylko trochę
a kilka zdań nadaje się tylko do wymiany newsów o tym, gdzie są mamuty, Kajetan.
Na czym polega ta znajomość(!), jezu, jak mi dobrze. Dobrze nam?, Dobrze mi, wdycham zapach lakieru do paznokci, bo pozwoliłeś mi malować czytając wiadomości od Ciebie. Nikt dzisiaj nigdzie wcześnie nie idzie, nikt nie stuka paznokciami w sprawie ciszy.

Mam znowu tyle szczęścia i spokoju. Ta cała biel równomiernie i szczelnie zalepia mydełkiem oczy, które i tak już szły spać. Nic nie widzę, nie warto szukać, bo już i tak wszystko zrobione.

Ale ale, nie dla wszystkich! Są tacy, którzy bez zrobionego wszystkiego, co oczy tylko zdołają obejrzeć, usnąć spokojnie nie mogą. Są tacy, którzy cierpią pół życia, aby drugie pół utrudnić innym. Bo są oni tacy, że wchodzą w rolę bardzo pracochłonną bez zastanowienia i z największym poświęceniem i ambicją.
Zaczyna się, jak zdaje mi się od kilku godzin, ciężki czas. Pieniądze ok, ale wiecej pracy i organizm zużyty naprawdę do końca. Mama już zrezygnowała.



poniedziałek, 8 października 2012

GIiTPNSRNUiNcPSiL

Karnawale obelg, karnawale pobódek!

Dowiedziałam się dzisiaj, że architekt to drugi najstarszy zawód świata i również polega na dogadzaniu klientowi. Fruwa nade mną venustas, mam nadzieję! Że nie ma czegoś takiego jak zżynka, tutu-tutu, tutu-tutu

Ja szuram albo stukam (w zależności od tego, jakie buty wydaje mi się, że mam na sobie) w Gmachu Instytutu i Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Sztuk, Rzemiósł, Nieużytków, Użytków i Niezałatwionych, czasami Pozostawionych Spraw i Ludzi. Miej karnawale litość

Ten Człowiek, Ta Kobieta, ta biedna, biedna Pani, której jeansowa spódnica zwęża się przy kolanach nieapetycznie i brzuszek okrąglutki formuje pod fioletowym sfeterkiem zapinanym na guziki, Ta będzie decydowała o godzinie z mojego tygodnia. Mówi, żebyśmy wyobrazili sobie, że nam wisi broda z pyska i że rogi ciążą nam ogromnie, a głowa pod nimi buja, grożąc katastrofą budowlaną, że aż korci, żeby ich intensywnym skupieniem, konsystencją i kształtem kogoś zdrowo poczęstować. Instruuje, że mamy cztery symetrycznie względem najdłuższej osi rozłożone kopyta, że mamy muchy przy zadzie, że jemy góry. Jesteśmy plagą połaci górskich, jesteśmy kozami
Przeczytałam znowu bloga. Nie zrobiłam nic, co mogłoby kogoś pozytywnie zaskoczyć, nie wzięłam pod uwagę nikogo poza sobą i ciałem, nie grałam na nikim dzisiaj, nie rozmawiałam z nikim, tylko z mamą. Chcę być dobra, wzbiera we mnie tak ogromna zazdrość znów, chcę być dobra i ceniona jak w Wasze walentynki, krzyczę no! 

Zanim powrócę do zwyczaju produkowania notatek niby na bezwonnym papierze(tym od kolorowych magazynów),które nie interesują w przyszłości nawet mnie, pozwolę sobie wywołać obraz, na który składają się następujące okoliczności zmysłowe. Pachnie mocno tanim lakierem do paznokci, szukam siebie, której bym jeszcze nie znała. Wszystko jest naładowane, pieniądze wydane, wypite, wyschnięte, włożone i zapięte. Wszystko przeczytane. 

To się tylko wydaje dopuszczalne, bo nie jest dopuszczalne w istocie, że osiągnęłam zakończenie, wcale go przecież nie chciałam! Kiedy zrobiłam się taka zadowolona? Kto mi to zrobił i kto mnie udusił? Odciął mi dłonie i zaszył oczy, czy mogę nauczyć się go nie znosić? 
Mam problemy z oceną, kiedy mój subiektywny obowiązek jest obiektywnym, a kiedy potrzebą. Zlewam sobie i tylko udaję wyższe pobódki i nie wiem, jakieś ambicje albo te niemądre dobre pomysły. 

Już narzekałam raz kiedyś, że mnie ktoś udusił, zrobię to znowu, robię. 




niedziela, 7 października 2012


Chęciny zamek. uprzątnęłam biurko z niepotrzebnych tub i tubek, dopiłam herbatki kawki i wszystkie sereczki. Wibracje nadają w bardzo prostacki sposób znaczenie metafizyczne nawet tym tubkom i tubom. Pośpiechu chciałabym się nauczyć od godziny drugiej do północy, Kiedy indziej nie będzie to miało większego sensu. Dobrze mi po całym dniu słuchania, dobrze mi po wieczorach wspólnych, chcę już środków na nowe ubrania, mogę iść sobie dalej. Chcę przestać mówić o tym wszystkim, mam ochotę nic nie mówić, żeby sobie zrobić przerwę. Pierwszą, najbardziej prawdopodobną wersją jest, że siedząc przy sztucznym ociepleniu robi mi się ze sobą tak dobrze, że chciałabym mieć bloga i nie chcę go stracić. Świeżo oblizanym palcem grzebię w fajnej, czekoladowej mazi, upewniwszy się wcześniej, że nikt niepowołany nie patrzy. Trochę tylko trudniej z tym, że jest mi tak ciepło, że mam rozproszoną uwagę, bardzo mocno.
Ze wszystkim mi dobrze, może tylko za stresem i kłuciem w klatce piersiowej nie tęskniłam.

czwartek, 4 października 2012

20.09 koniec zeszytu

Siedzę trochę na bok, ciało w stronę automatów z biletami na pociąg, głowa w stronę Pani blondynki w wieku dojrzałym, na ławce po przeciwległej stronie korytarza. Ona siedzi zupełnie jak ja, jesteśmy odbiciami i patrzymy na siebie, bo nawet to 10 metrów nie jest w stanie nas rozdzielić (ona patrzy na mnie pewniej, mnie od zbyt długiego palą policzki).
Przed automatami pojawia się małżeństwo na wakacjach. Henry i Maureen przyjechali z New Jersey na dwa tygodnie: żeby zrobić zakupy, pojeździć wypożyczoną toyotą po pagórkach i pstryknąć kilka zdjęć. Maureen ma najpiękniejsze łydki, jakie kiedykolwiek widziałam u kobiety dojrzałej, kostki i stopy w sandałach, wszystkie elementy rozsądnie opalone i zadbane. Przyglądam się im, gdy czasami wynurzają się spod szarej spódnicy do ziemi (ona w białe paski na czerni, dziura w spódnicy od pasa w dół).
Nie wiadomo, co z tym automatem. Trochę zbyt pewnie i głośno (dostaję za swoje od blondynki) pouczam ich. Moje ciało od piersi w dół płacze i kopie z bólu i ciężaru, wracam spojrzeniem do mojej Pani.

Wieczór nastał bardzo szybko i w pociągu powrotnym siedziałam z Krzyśkiem na granatowych fotelach zaraz przy oknie, w którym było nas widać. Maureen- jej łydki. Henry- mój tata i mój budzik w jednym. Henry mówi, że Maureen jest wspaniała, czy nie jest? Krzysiek nie wątpi. Moje ciało znowu


środa, 22 sierpnia 2012

To jest ten mistrzowski plan

Dzisiaj jest pora na narzekanie i manipulacje. Szkoda, że tylko jeden ma to wszystko oglądać i się osłaniać jakby co. Na zmęczenie chyba nie ma co narzekać, są na nie sposoby, wszystkie zużywane wielokrotnie. Żeby się nie pogubić, mam równoważniki zdań od myślników w kalendarzyku. Niby nic mi nie przeszkadza, wieczorami jestem najszczęśliwsza na świecie, mam na to wszystko czas, a chęci zawsze się jakoś odnajdują.
Dzisiaj, gdy wchodzę do domu i zamykam za sobą drzwi, w salonie stoi okrągła postać i rzuca się na mnie i wywleka mnie na dwór, wywleka z tego wszystkiego, wyprowadza z równowagi i przyspiesza. Boję się, nasuwam tkaniny na twarz, czyściutkie, a jeśli nie czyściutkie, to przynajmniej bródne w uspokajający sposób. Trudno zasnąć po takim przeżyciu, pewnie jest 3:50. Drzwi do pokoju są otwarte, a za nimi akurat tak duża, ciemna plama, żeby w środku ktoś się zmieścił.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Za dużo tutaj miejsca na kilka rzeczy, które mi przychodzą do głowy. Włos w oku to reprezentant interesów wszystkiego, co jest poza.
Minęło tak strasznie dużo czasu! Nie przerywając nawet na chwilę minęłam. Pocieram energicznie, na okrągło w kółko i na kółko, w kółko w kółko i nic to nie daje! Nic nie pomaga. Zaglądam, przyciskam i odciskam. Jak strasznie mnie to kurwa boli! Jak nic nie daje zrobić, jak zamykać oka nie daje nawet, skurwysyn!
Zatarły się wszelkie granice między tym, czego chcę, a tym, co mogę, takie ze mnie paskudztwo! Czekam na koniec, który pewnie rychło nie nastąpi. Wiem już, jak będzie wyglądał, oblubieniec.




Czuję się częścią najśmieszniejszej rodziny, właśnie się rodzę. Jestem tak bardzo jednym (już nie chcę ), że aż wszystkim, mogę być kontynentem?

niedziela, 29 lipca 2012

Czekanie w ciszy na pytanie lub na odpowiedź mierzyć się powinno chyba tylko w paskalach albo hektopaskalach. Wszystko stoi mi teraz na jednej nodze na szyi, stoi na palcach właściwie. Chowam ją jak długo tylko można i to nic nie daje, nic się nie zmienia dzisiaj. Dzieje mi się wszystko, co tylko mogłabym sobie wymyślić i nawet jakiś stres pod skórą i niepokój zaczyna podgryzać pod włosami. Kiedy, proszę, kiedy skończy mi się ten czas nieustannych ograniczeń i pobolewań, to nie do wytrzymania, a tylko nasila się i różnicuje!
Nie mam nic do powiedzenia o kilku godzinach nocnych i porannych, myślałam i wtapiałam w poduszkę to wszystko już od wielu godzin. Powróciwszy do pokoju przypomniałam sobie o moich sprzeciwach i najzupełniej ich żałowałam. Wszystko jest bardzo, bardzo obce, a T jak ktoś kompletnie inny niż mi się kiedykolwiek wydawało.
Wszyscy oczekują sądów, bo jak nie wiadomo o co chodzi, to pytają, czy się dobrze miewam i czy się cieszę. Mogłabym pisać dobrze dobrze dobrze dobrze, ale cisza jest taka miła oraz potrzeba ciszy, czuję, jest wyłącznie moja, więc ona chyba jest jedyną pozytywną rzeczą, jaką mam w tym pokoju, decyzją

sobota, 28 lipca 2012

Tak normalne, że można się pomylić z normalnością

Wywoływać westchnienia, temat przykładowy:
o chłopcu, który umiał latać i nigdy nie dorastał. Naprawdę tylko ja to czytam w ten sposób? Płaczmy wszyscy, że nie ma nas w powieściach i nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być: jak w zwięzłych opisach.
Muszę się martwić, że ktoś mieszka z macochą albo wykituję. Przełączam, jak mają się całować albo ktoś go nakryje na szelmostwach, nie chcę nikomu robić kłopotu dodatkowym gościem do wykarmienia i zabawiania.
Jemy coś razem i wszyscy to samo, nie umiem nic i gdybym umiała, nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział. Chciałabym chyba mieszkać na ogromnej nizinie z chłodnym wiatrem i trawą, ale wśród mieszkańców gór, Nepalczyków? Nawet niewielu, starczy mi kilku mężczyzn i kobietki. Harper Pitt. Czuję, jak kopie!
Szanuj delikatną ekologię swoich złudzeń, Zuziu. Łudzę się w sprawie mojego jutrzejszego dnia, jak łudziłam się wczorajszym. Będę pewnie znowu powtarzała słowa po dwa razy, żeby pokazać, jak odpowiednie w znaczeniu, lecz malutko nasycone mi się wydaje.

poniedziałek, 23 lipca 2012

trafem

Miałam coś naszykowane i napisane na kartce A3 w kratkę, przygotowywane jednej nocy bardzo szybko i bez wysiłku, na piętrze naszej chatki; trudno, zgubiłam. Mieściło się tam kilka oskarżeń, kilka próśb i jedno bardzo formalne zapewnienie, które pewnie poruszyłoby mury, o ile wypowiedziane. Wszystkie te rzeczy oczywiście w jedną stronę, dobrą metę do takich wypowiedzi, ale pewnie nie dam rady zupełnie w najbliższym czasie. Chcę z tego miejsca pozdrowić!
Tutaj krótki opis tego, jak się czułam na praktykach inwentaryzacyjnych:
Grupa jak zwykle momentalnie i chętnie wpadła w panikę, gdy M zauważył, że wpadać w panikę należało już kilka minut wcześniej. Dziewczyny wszystkie bezradne (bezładne bardzo ładne), M pomagał, ja i Pani M ściągamy same. Pod budynkiem stacji rozgościliśmy się przenośnymi meblami i czekamy, ja jestem od kontaktu z przełożonymi. Przez telefon starałam się być elokwentna! Panika dwa, mnóstwo owadów dookoła nas, a peron coraz mniej gościnny. Już w busiku kierowca pyta o ulubione trunki nawiązując do naszych studenckich przyzwyczajeń, patrzę w okno i próbuję zapamiętać nazwy mijanych wsi. Tylko Sta podniosła rękawicę w naszym imieniu. Nie mam o czym i z kim mówić, już po dwóch godzinach.
O Olku mówić mogę tyle, że śmiał się przy mnie i słuchał wszystkiego, co mówiłam i pytał o więcej, i zachodził z tyłu i dozował natężenie głosu stosownie do odległości, co jest czynnością na pewno trudną i mało cenioną, pewnie wygląda to czasami obleśnie. Mi się podoba i zadowala estetycznie, aż miło przebywać przy chłopcu będąc dziewczyną, ciekawe czy takie kontakty jak nasze nie są trudne do osiągnięcia dla innych. Bo Olek jest ze wsi i wiele rzeczy ma automatycznie, pewnie ma mnóstwo odpowiedzi na trudne pytania i mnóstwo rozwiązań problemów natury mechanicznej, szkoda, że nigdy nie podejmuje dyskusji i gdy coś jest dla niego za trudne, urywa tak samo, jak urywał Artur.
Piszę z niedopowiedzenia, bo fajnie by było, gdybyś wysiadł na następnym przystanku widząc, że gonię. Czuję się dobrze tylko, jak jestem pijana taką euforią, po to się jest, dlatego jak byłam mała i usłyszałam epikurezim powiedziałam, że ja to mam i że tu jestem.
Nie idę nigdzie, cicho bądźcie




środa, 11 lipca 2012

dobranoc

Najchętniej pisałabym wiersze, umiejąc oczywiście najpierw nazwać, a później przystroić to, co mam na myśli. Żegnajcie, proszę Pana o głębokim, namiętnym głosie ze słuchawki, proszę Was wszystkich, do widzenia, skaczę w trawę!
Teraz, to ja mogę bardzo mało, wszystko odkładam na za miesiąc, żeby móc już lepiej i dokładniej robić, co zechcę, bo chcę dziękować za wszystko, żegnać się, dziękować, przesyłać w ostatniej chwili piękne kwiaty i pachnące ciasta. Wtulam dłonie w niemój zielono-biały, najcenniejszy, który mam w pokoju. Twarzy już nie zbliżam, bo mi się kręci w glowie. Jestem wdzięczna i tak mnie nęci eksport i import, że aż wyjadę. Chcę dużo imp i zakładam, że mam miejsce, ale na razie eks najchętniej i najwięcej, dlatego piszę bloga pewnie.
Już nie potrzebuję DOBRYCH SŁÓW. Dajemy sobie radę, a i tak przecież wiem i spróbuję pamiętać, że wszystkie najtrudniejsze zadania są przed nami tylko dlatego, że nikt nam nie wspomniał, że jest już po. Już PO WSZYSTKIM. Spoko, jadę na wakacje

wtorek, 10 lipca 2012

płyniemy

Niepokój gorący mnie na to miejsce przywiódł i jak nic innego kajać się i prosić kazał i muszę teraz, jak mi dobrze- ojej!- jak dobrze, że Cię nie ma na dłużej w moim mieście. Jak słodko się miewam, dziękuję, jak mnie szukać będą, tak mnie nie znajdą takiej, jak gdy szukali. Więc przepraszam, wyrazy szacunku z wydłubanymi oczami szczęśliwemi przesyłam i piszę tu dalej, co następuje:
Dzisiej w nocy do znudzenia, do opatrzenia, martwię się, że obustronnie patrzymy. Wśród chwilowych pomysłów próbować odgadnąć, nazwać, znaleźć pobudki, próbować muszę(hahahaha). Czego chcę i jak mogę to mieć. Coraz mi mniej markotnie i zaczynam się dobrze w słońcu i spiekocie miewać; moje, jak już wspomniałam, nie do rozpoznania i nie do spełnienia i nadal mocno związane z aferą. Rozumiem więc, że o ile nie zrozumiem swoich, nie pytać mam o cudze, mimo, że tak mi są tajemnicze i kolorowe i pociągające. Powabu dodaje uśmiech chyba, nigdy jeszcze śmiech. Ale nie będę się kryła, mówię, nie będę, mimo niesmaku i braku perspektywy jakiejś miłej i nowej.

niedziela, 1 lipca 2012

niedziela

No bo to przecież najprostrze na świecie: gra w ożywianie. Żeby poczuć żywotność trawy, wystarczy poruszyć zatopioną w niej dłonią i łapać drgania. Łapać, chwytać a później przerabiać w dobro. Czuję się bardzo szczęśliwa, stoję boso na trawie i czekam na burzę. Powietrze jakoś samo wpada mi do płuc i oczy samodzielnie mrugają. Oddech zaczyna się niezdrowo ekscytować. Jest cisza, która roztapia się w cieple skwiercząc i drażniąc uszy. Zapach lata, to jasne, jest swądem ludzi mających świadomość temperatury.

Boże, zapomniałam jak to jest słuchać grzmotu zaraz nad głową. Dwa lub jedno trząśnięcie, które stawia na baczność rozluźnione dotychczas ramiona, a później błogie buczenie; rozkosz rochodzi się impulsami. Potem zostaje mi już tylko deszcz, ale on to już najchętniej układa się w tle za lampką i oknem. Wspaniała ulewa, spada wszystko co może i to jak najszybciej, pięknie, upojnie, to jest lepsze od wszystkiego.

Bardzo tęsknię, ale nacieszam się tym uczuciem, świadomie wcale nie pragnąc kontaktu. Nie oczekuję niczego, bardzo tęsknię i dobrze mi równie bardzo.

czwartek, 28 czerwca 2012

Zła jestem trochę i czuję niesmak. Chyba uschnęłam ostatecznie dziką. Pewnie jej się należało! Wszystkim się należy. Ale ja już nie wiem, gdzie mam szukać azylu, nie ma miejsca, w które mogłabym pójść i czuć się w miarę bezpiecznie i zapewniać bezpieczeństwo innym. Nie mam żadnego dobrego wyboru, teraz zostało tylko odpowiadać różnym osobom na ich potrzeby i być przy nich względnie taką, jakiej potrzebują.
Umówiłam się na jutro z koleżanką, przy której usta mnie bolą od nieszczerych uśmiechów, ale pewnie tak samo będę miała przy przyjacielu z gimnazjum. Dobra, przecież mam już tak przy prawie wszystkich. Naprawdę, nie mam gdzie się schować, żeby mi było ciepło i dobrze, wszystkie kryjówki zużyły się i zubożały i chyba wolę stać przed domem na słońcu i deszczu, niż siedzieć na fotelu. Dyskomfort i potrzeby fizyczne pozostają nienaruszone, a spełnianie ich graniczy z samookaleczenem, hihi. Nie chcę od nikogo wsparcia, pewnie nawet wsparcia nie rozpoznam!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

piosenka od karoliny



Wszystko się spieprzyło. Już wszystko mi jedno, bo wszystko zależy ode mnie. I tak to spieprzę przecież, co?
Nie mam jak posprzątać pokoju, bo chcę się szykować na coś. Dziki ma się gorzej, może dam pić

piątek, 22 czerwca 2012

zgadywanie

Tu, wśród ogólnej, a pozornej praworządności pojawiła się wątpliwość. Właśnie u mnie, bo matka moja, od dawna biegła w sztukach wykraczających poza ludzką percepcję i przyzwyczajenie, nagle i jakoś szarmancko zajęła się organizacją życia towarzyskiego(a pewnie też bezpieczeństwa w trakcie podróży) osobom, których nigdy nie kochała. Na moje głębokie ukłony telefoniczne odpowiadała, że nic nie rozumie i dziękuje. Przez otwarte okno podawała mi ciszę i matecznik.
Ze strachu przed zmianą dni na coraz poważniejsze i potrzeby skutecznego doprowadzenia pewnych spraw do szczęśliwego końca, ojciec mój przyszedł i hodował mnie czule, budząc jednocześnie. Przesada w  nadzorze i bach, pomysł: będzie noc czegoś. Co do mnie, to reaguję ściągając ciepłą kurtkę w puszystypuch, w której spałam dotychczas, poczułam trochę potu na karku.
Wykonałam telefon, miałam zapewnienie, że zmiana kierunku da pozytywne rezultaty i muszę sobie koniec końców czegoś odmówić. Odmawiam sobie mówiąc jemu. Przymknęłam trochę otwarte okno i rozwinęłam kawałek okna. Zostałam sama i razem z najbardziej rozwiązłą z małpek łaziłam sobie po pokoju i czasem nad ścianami. Zrobiło się w międzyczasie naprawdę ciemno. Dostałam kawę pachnącą jak kawa. Piłam sakramentalnie odchylając się na fotelu przy każdym łyku. Magdalena mi szepce, że buża idzie. K mi mówi. Wracam do punktu wyjścia, zaczynam się trząść i przesuwać doniczkę. Pochylona nad czymś niepotrzebnym, trzymana i zabierana na przemian co oddech, biorę czasem dla siebie coś najłatwiejszego i najprzyjemniejszego. Tym razem wzięłam sobie chwilę.
Są światła i pojawia się kompozycja. Gdy zdjęłam dłonie z niebezpiecznych urządzeń elektrycznych, światło momentalnie zapaliło latarnię na przeciwko mojego, przypominam, trochę otwartego okna. Ja wszystko słyszę bez problemu, ogólny zarys koncepcji emocjonalnych jest teraz w fazie kwalifikacyjnej, przed rozpatrzeniem. Mogiła, pojawił się.

wtorek, 19 czerwca 2012

Bezduch

Dobrze jest, nie jest za ciepło. I słońce nie przebija się przez siano tak radośnie, jak zazwyczaj o tej porze. Jestem wyspana, więc nie jem jakoś dużo, za to piję. No i wszystkich chyba zdradzam ciągle, ze sobą i z innymi, ale nikt się nie skarży; albo po prostu nie przyjmują przeprosin, bo są źli. Jestem wszystkim wierna aż do śmierci.
Nie wiem skąd to wszystko i czemu zawsze dążę do tego stanu. On tylko kojarzy mi sie z momentami, gdy było mi naprawde dobrze.
Nie wiem też, czy ktoś podzieli moje zdanie, że czuć się przy tym można, jak za sterami wielkiego dwumasztowca-krowy, z mokrymi włosami i w rękawiczkach bez palców, kurtka zapięta tak, że kołnierz stoi aż do twarzy i muska ją: oni SĄ ZE MNĄ. Zupełnie jak wbiegając na górę pod zamek; jednym tchem, ciało niczego nie potrzebuje, bo też dało się ponieść chwili.
Koniecznie muszę(a kompletnie nie mogę!) sobie przypomnieć, jak te zabawy kończyły się zazwyczaj i wymyślić, co mogę udoskonalić, zanim wszystko przygaśnie (bo naprawde nie wiem, co dalej ma być, żeby nie przygasło i nabrało cech względnej równowagi) i będę musiała zacząć od nowa, pewnie po przerwie. Jestem bezduszna






sobota, 16 czerwca 2012

staram się pisać, co myślę, bardzo szybko się turlam

Nie wiem kompletnie, co zrobić z procesem tworzenia. Nie wiem, czy mówić nawet na głos, że kształcenie nie ma sensu. Nie wiem, czy jest sens, żeby ktokolwiek i cokolwiek robił. Nie wiem, czy jest sens, żeby ktokolwiek sprawdzał i oglądał i tworzył coś sobie na podstawie stworzenia obcego. Na pewno wiem: nie ma sensu mówić, że nie ma sensu. Sama szukam długo potrzeb i czasami coś znajduję.
Nie mam sensu już w niczym, więc ubogo się czuję. Mam za mało przekonania do wszystkich umów, jakie podpisywałam i podawałam pesel.

Tutaj tłumaczę:
Poprzez wszystko, co widzę i podziwiam, widzę nic. Co się robi na uczelniach? Myślę, że się dopasowuje do potrzeb własnych i nie tylko, nadanych każdemu najpewniej drogą genetyczną. Na uczelnię idę, żeby się przydać. Znaczy ułatwić sobie i założyć miękkie buty i cieplejsze wdzianko. Nie idź tam, Marta. To jedna rzecz i ją na razie zostawię.
Co się robi w domu? Daje się upust emocjom. Nie daję upustu emocjom, bo nie widzę sensu w wyrażaniu ich, nie widzę sensu ani potrzeby w szukaniu satysfakcji po wyrażeniu. Jestem daleko pod tym i nie mam nic cennego i dla nikogo.

Tutaj rozwijam:
Profesor siada, bo już podobno widział wszystko. Ona podchodzi i gdzieś pokazuje, bo ma coś, co jest częścią niej samej. Jednak 'bo' jest tutaj nietrafione. Pokazuje, bo chce reakcji własnej lub czyjejś na to, co zrobiła. Znowu pudło. Pokazuje, bo chce się uczyć na reakcji? Jeszcze daleko. Pokazuje, bo chce reakcji swojej na jakiekolwiek bodźce do robienia czegoś dalej? Po co dalej? Wszystko dla ludzi, wracając po haust powietrza na powierzchnię. A jak ludzi mam w dupie teraz, to co mam robić, Tomku. Nie udało mi się i już nie chcę. Wiem, że się nie uda. Nie chcę wcale, żeby się udało. Jeśli już, to Więcej
Błagam, żeby wstać i wyjść do kuchni. Błagam o potrzebę i o bodziec. Błagam o zrozumienie, bo chyba naprawdę chcę, żeby było coś dalej jeszcze w relacjach z drugim człowiekiem. Tylko o tym jeszcze marzę, że nie wiem wszystkiego. Błagam, nie dotarłam jeszcze do końca, jest coś dalej osiągalnego dla mnie? Chcę więcej, bliżej, ścisnąć, wtopić się. Później będę cierpiała na tej pozycji i znowu od zera, ale nie wiem, gdzie indziej mam iść.
Bo z bezsensu wskoczę w jedyną dobrze znaną pozycję na łóżku u mamy, ostrzegam. Mam jeszcze jedną łudząco podobną, tylko że przy komputerze i jeszcze kilka w samochodzie.

Nie mam spokoju, chyba żyję w panice. Piszę sobie na blogu

piątek, 8 czerwca 2012

czas na mówienie






Woda długości dwudziestu metrów głaskana jest moim brzuchem, walona głupio rękami i kopana z gasnącym zawzięciem.
Po kilku zadyszkach wyskakuję, wyciągam się na rękach. Jeden krok, drugi: jestem już nad tym wszystkim. Idę bardzo ostrożnie po śliskiej podłodzie. Ściany i ona obłożona podobnymi kafelkami w błękicie paryskim. Mały basen z niskim sufitem oglądam po raz ostatni na dłuższy czas. Jest dzień dziecka, a mi jest dobrze.

Główna rzecz to pamiętać, że żaden Meksyk nie jest ostateczny, że za każdym Meksykiem otwiera się nowy Meksyk. Słowem, po raz wtóry reżyseruję sobie w głowie sceny na podobieństwo wydarzeń.

Pojawiam się w korytarzyku za białymi, czystymi drzwiami, przechodzę przez małe pomieszczenie z prysznicami, zmierzam do szatni. Szatnią jest kwadrat, na środku są dwie kabiny do zasłonięcia się zasłonką. Wzdłuż każdej ze ścian żółte szafki i ławki(czkwawki). Ściany wieńczy z każdej strony potężny przewód wentylacyjny, który chuczy wprowadzając w trans. Jestem całkiem sama.

Idę ostrożnie do mojej szafki, do mojego terytorium. Mogę kręcić piruety, robię to. Wyjmuję pachnące płyny i ręcznik. Wymyśliłam sobie bieg pod prysznic, wykonuję. Przekręcam wszystkie kurki, myję się za siedem osób na raz. Tu jest już trochę nudno, nietrudno przecież z szorowania zrobić rytuał, wiersz, film. Zaniecham.

Zdejmuję klapki. Jedyne, na co mnie stać to spacery wokół wysepki. Krople z moich włosów kropią o podłogę, pięty głucho buczą, a wszystko to razem z tykającym zegarem i mantryczną wentylacją. Jak cicho, jestem całkiem sama. Zsunęłam z ramion kostium, ściśnięty zaraz nad piersiami i podeszłam do lustra przy wyjściu, pod suszarką. Widzę tylko siebie: nieruchome kropelki na nosie, kilka kosmyków sklejonych  na czole w ciemne pałeczki. Notuję wszystko bez kartki i długopisu.
Trwam tak bez ruchu kilka minut. Mam nowe krople na nosie, ciemne plamy znanego pochodzenia pod oczami. Udaję, że nie mam na sobie sportowego kostiumu i spełniam swoje uczniowskie marzenia o łaźniach rzymskich. Ciekawe, czy ktokolwiek patrząc na mnie w tym momencie widziałby kobietę. Bezradna, marzną mi stopy, spływają krople po ulubionych ramionach. Mam największe prawo, żeby tu być, mam w dowodzie osobistym kobietę, kobietę za imię. A gdyby któraś tu weszła, patrzyłabym na nią z podziwem nowicjusza. Jak smaruje kremem stopy i uda. Jak rozumie i nie zadaje pytań. Jak wyciera makijaż z twarzy (niech mi któraś wytrze). Nie czuję się pewnie. Rozplątuję włosy, szukam grzebienia celując kroplami z kosmyka w różne elementy torby. Kończę, bo ktoś wchodzi.

Koniec gier i zabaw. Wbrew wszystkiemu, co miałam przed chwilą, siadam pewnie na ławce przykrytej ręcznikiem, nadal w kostiumie, zsunięte ramiona, wyglądam bardzo ładnie. Pochylam się do boku, czeszę. Ona trochę się wstydzi patrzeć, jestem bardzo pewna siebie. Zajmuję się sobą, a wentylatory cichną. Zostaje ona i jej suwaki do rozpięcia, szafka do otwarcia i zasłonki. Gdy kończę, wracam na pozycję pod lustrem i pod suszarką. Będę suszyć. Ona już w kostiumie, siada trochę naśladując moją poprzednią pozycję. Nieruchomieję, patrzę w siebie i w lustro i nie słysząc nic poza suszeniem, podglądam kolejne panienki. Robią mi się puszyste na głowie. Mam nadzieję, że nie uważają mnie za zagrożenie, najważniejszy jest spokój. Czuję się jakoś od nich o coś starsza. Zmywam makijaż, zakładam nowy, maluję rzęsy bardzo sprawnie i chyba tupiąc coś do rytmu, nadal w basenowym negliżu. Pewnie mnie nie lubią już.

Mam w torbie buty do tupania. Tupię przez korytarz, ale nie słyszę zbyt dokładnie nikogo i niczego, bo puściłam sobie głośno muzykę, która jest na górze

wtorek, 29 maja 2012

Zuza ogarnij jaka opcja
wylal mi sie klej na podłoge ( klej do metalu)
wycieram chusteczkami


?


a tu sie chusteczki palą

poniedziałek, 28 maja 2012

Dam też

Mam obolały kark i plecy. Szczyt szyi oraz jej nasadę. Ramionami kręcę owale tak, aby rozgrzać łokcie, które nie chcą już opierać mnie o biurko. Kręgosłupie, daj żyć! Grypo lub biedne małe przeziębienie, daj żyć.
Oglądam dzisiaj zdjęcia Kasi i zazdroszczę ciemnej oprawy oczu, jak to mówi mama, ciemnych, bardzo gładkich włosów, które najprawdopodobniej przez fryzjera dają się kształtować na długie tygodnie. Chcę na dwie godziny je mieć przy sobie, poprzepuszczać między palcami i pogładzić. Potrzeby sensualne.

Chcę wszystkim robić wapno rozpuszczalne w zimnej wodzie i wyciskać soki, żeby byli zdrowi. I nagiej, chudej Ryfce dawać bułkę chcę JA. Jestem tak zmęczona, że starczyłoby mi sił tylko na zajmowanie się innymi zmęczonymi i jednocześnie tylko to mnie uszczęśliwia. Że ufam ludziom, więc mnie nie zawiodą.

sobota, 26 maja 2012

znam

Po raz pierwszy pod cierpliwą opieką wyważonych ruchów i słów, z coraz większym spokojem, z niegasnącym uzależnieniem; miłym, drogim i mam nadzieję powszechnym. Straż. Już wszystko mi tu pasuje: dłonie do twarzy, ta do kolan w miarę szerokich i butów i dobrych oczu. Mam siłę i chcę, nic się już dawno w tej kwestii nie zmieniło. Jest mi przecież dobrze i tylko udaję wyrzuty sumienia. Uśmiechaj się do mnie i patrz na mnie gdy mówisz, albo ja mówię.

Byłam koło mojego szarego, brudnego domu z większą ilością opieki przed deszczem niż wolności i światła. Jaka forteca, taka opieka. To chyba moja największa (teraz) potrzeba: zadbania i uwagi. Miły mój miłorząb, w ciemnościach jakby brudniejszy tak, jak dom za nim. Przechodziłam tam idąc za rękę w cieple, a ubrana na czarno, rodzice nie wiedzieli jeszcze o Nim chyba. Pewnie około roku temu, po egzaminach i przed wszystkimi wakacjami.

Ja nadal mam trochę związane ręce. Tak właściwie, to sama je sobie związałam i oczekując pochwały, patrzę trochę rozgorączkowana i głupkowato. Nie miałam lepszych pomysłów, wstydzę się trochę.
Ale Ty nie potrzebujesz się w nic bawić, Ty uśmiechaj się, mów! Mów więcej ode mnie, mów proszę mimo mojej ułomniej (w tym momencie najbardziej) osoby.




poniedziałek, 21 maja 2012

Mama

Gdy wróciłam do domu:
Swoją wiernosć manifestuję zalewając kubek-prezent z rysunkiem Panny Migotki. Swoim smutkiem obdarzam siebie samą i w podzięce sobie samej tańczę. Śpię pełnym snem mimo, że tylko 2 godziny. Jem pełnymi ustami i zadowolona, że tłuszcz i białko i węglowodany w sporych ilościach, rozpływam się. Im dalej od wszystkich, tym bliżej K, dzisiaj mówił, że miło się do niego kleję, ale bez słowa. Lubię ciało. I swoje i jego.
Kocham moją mamę, odpoczywam. Jestem dla niej najlepsza, gdy do siebie i rówieśników nie mam już żadnej siły. Leżę na bardzo miękkiej brązowej narzucie w koralach, których jeszcze nigdy nie założyła. Przyciskam twarz do kapy i jest mi ciepło w każdą naszą płaszczyznę wspólną. Podnoszę co jakiś czas głowę, patrząc, mam nadzieję pełna uczucia, miłości i ciepła, jak przymierza bluzeczki i odrzuca na łóżko. Oceniam, dobieram słowa, chwalę, wyszukuję jak najlepsze rzeczy do powiedzenia. Kończę każdą opinię czymś pozytywnym, mama nigdy niczego nie wyrzuca, więc nie mam prawa zniechęcić jej do niczego, co będzie leżało w jej szafie przez kolejne kilkadziesiąt lat. Odpoczywam u mamy mojej.
Opowiedziałam jej przy stole w jadalni trochę o uczelni i o sobie. Ona słucha, wspaniale słucha. Mało mnie rozumie, bardzo toleruje, bardzo kocha. Kochamy się chyba. Wybiera sobie ubrania na jutro do pracy. Musi wstać o 5, bo co drugi dzień myje rano głowę, czyli też suszy. Wyjdzie z domu 7:20, a wróci około 18:00. Ugotuje, zaproponuje mi też coś ciepłego, żebym sie zdrowo odżywiała. Jestem bezbronna. Gdy wyjeżdża, jestem chora, słowo honoru.

niedziela, 20 maja 2012


jak jestem sama nazwałabym siebie jakoś inaczaj najchętniej, dla rozróżnienia.
Mnie nie lubię.
jak się jest samemu to tak naprawde nie jest się dokladnie sobą, odpoczywam.
mam mnie dość, muszę.
Ja1 23:04:30
ale to przejdzie
za bardzo lubię ludzi mimo wszystko
nie mam nic
jakbym przestała pic herbate i soki i lyknęła wody
Ja1 23:05:05
nie musze na siebie patrzec i siebie sluchać
Ja1 23:05:20
nie jestem nikim
Bytem może
Ja1 23:05:35
(patrz co ja piszę! )
kajetan 23:05:39
niech będzie
Ja1 23:05:50
bo nikt mnie nie odbiera
Ja1 23:05:54
nie muszę dać się nazwać
Ja1 23:05:56
i opisać
Ja1 23:06:00
swobodnie trochę, co?
kajetan 23:06:18
tak, całkiem
Ja1 23:12:49
ogólna i lepsza definicja
kajetan 23:12:53
a brak zainteresowania, bo się przejechałem i nie chcę brać udziału
kajetan 23:13:27
no dobra, zero walorów językowych, chyba jestem zmęczony
Ja1 23:13:36
wiem
Ja1 23:13:41
ale jestem bardzo wdzięczna naprawde
kajetan 23:14:01
że akurat napisałaś, kiedy jadłem śniadanie

środa, 16 maja 2012

E

ok
kurde
hyba namaluje dwa obrazy
smutno przez żyrafki, co :((((


no troche
mi tam na codzien serce nie pęka ze strachu
ciekawe, ile lat mieli imprezowicze


no jak widać mało skutecznie
czemu miałoby pękać codziennie?


co mało skutecznie?
malo mi skutecznie pęka serce ze strachu
?


pęka Ci serce
tak


nie pęka mi
mówię tylko, że dla kogoś takiego jak ja, o wiele mniejszego od żyrafy
to niecodzienność
a dla żyrafki jak widać popularna możliwość
stąd komentarz
i strach o wszystkie żyrafki świata
i że jak będę nawet robić szóstkę weidera przez 42 dni
to nic to nie zmieni w życiu i sposobie pękania serca żyrafek
i nawet jak zmienię świat, to serca żyrafki nie


02:16
: (

wtorek, 15 maja 2012

Cześć!

Chcę
się zastosować do potrzeb, które wyrażał tym wszystkim, o czym do tej pory wiedziałam. Co to było za przeżycie! Jak mi przyspieszał puls w uszach i oczach. Nie mogę znaleźć dwóch prawie białych kartek, szukam szukam, zobowiązania niespełnione, nie patrz na mnie no. Musisz naprawde tutaj być? Już raczej wolałabym sobie dokładniej zaplanować swój ubiór i miejsce gdzie Cię przypadkiem widzę niż teraz.
Jestem takim raperem, dostosowuję wszystko do pakietu kilku słów, żeby móc później koncentrować swoją domniemaną złożoność na alegoriach i symbolach, dobrze Zuziu. A Ty co, Ty nic nie wiesz, ty tu tylko siedzisz, nie zajmiesz sie niczym, stopy wygodnie stoją w butach pod spodniami. Nikt tu przecież nie opiera głowy o oparcie jak ja, co to ma być: to jest moje siedzenie tu. Potrzebuję w tym akurat momencie być bardzo swobodną  sobą, szukam szybko czegoś, co jest moje, jakiegoś najłatwiejszego zajęcia. Żałuję i przepraszam, mam tylko butelkę do obracania. Pograłabym na komórce, wyślę równo trzy smsy i już mogę wysiadać. Odwróciłam się do dzieci, grupa około 11 lat. Gdy miałam tyle, czułam się na wycieczkach szkolnych dokładnie tak samo, jak teraz. Najchętniej wciągnęłabym brzuch daleko od paska, do samego środka brzucha, ściągnę rękawy na suche, pociachane dłonie. Kobieta po lewej, trochę jak moja mama (mogę odwrócić głowę, bo Ty prosto-prawo, ona lewo-lewo) chciała ze mną rozmawiać, dziękuję moja Pani. Poprawiłam obiekty na głowie, w kieszeniach i wstałam. Stopy kładłam dokładnie, od początku do końca każdego z ich elementów.
Cieszyłam się jak jakiś mały pies; jak mi się chciało śmiać i szczekać, gdy wbiegaliśmy po schodach szybko łeb w łeb i jak równo wbiliśmy się w bramki obok siebie, pozdr

czwartek, 10 maja 2012




Dręczą mnie nierozwiązane konflikty z obcymi. Cały spacer do domu, czasem nawet dłużej, myślę dlaczego ten kierowca zatrzasnął mi przed nosem drzwi i odjechał, gdy wyszłam z autobusu na zajezdni tylko by wyrzucić chusteczkę do śmieci. Źle byłam ubrana? Czy kojarzyłam mu się dziewczynką, która umoczyła kucyk w farbie jego córce? Byłam zbyt szarmancka? Wprost przeciwnie, bezbarwna? Na to pierwsze wskazują nieubłaganie nudne gesty o seksie oralnym wykonywane ( tylko dla mnie !) przez chłopców z białego punto. Bo wracałam na piechotę. Panie kierowco, czemu jednego razu pisałam do Pana listy miłosne? Biegłam 100m na przystanek, z dwoma torbami i tubą, na obcasach, biegłam, pan na mnie patrzył ale oczywiście nawet się nie odwrócił na 'dziękuję'. Czemu dzisiaj nie?  Kto Pan dzisiaj był?
No więc męczyłam się. Powiedziałam wszystkim, którzy chcieli słuchać i wysprzątałam pokój.
Dzisiaj stopy jakoś łatwo odskakiwały od twardego chodnika, wiatr wiał. Patrzyli na moje nogi, nie zakładać tych rajstop. Rytm mi wygrywają tylko basy, jest jeszcze bardzo wysoki głos, przechodzą mnie dreszcze, gdy fałszuje.
Poszłam po lody na stację benzynową. Kliknęły i rozsunęły się gładko (jak na wacikach maczanych w smole) szklane ścianki, więc weszłam  rozglądając się autystycznie (tak lubię) za lodówką. Jest, idę. Patrzą na nogi. Szybciej szybciej jestem biorę, do kasy. Za kasą nogi moje są najbezpieczniejsze i z pewnościa niewidoczne. Uciekać. Idę drożynką w trawach, żeby Ci z punto nie widzieli moich nóg , jak lekko! Panie kierowco, taką mnie Pan utracił

piątek, 4 maja 2012

Wroc

Cieszę się spokojem. Dobieram każde słowo z miłością i uczuciem. Zrobię wszystko, by nie zabrać się do pracy, w końcu odpoczynek to odpoczynek. Zwłaszcza taki, na który czekałam z ogromnym, największym utęsknieniem i bólem i nagle potrzebować go przestałam.
Tak ogromnej ilości niechęci i wstydu i nienawiści nie pamiętam. Bałam się jej i tego, co może wypłynąć z moich ust. W tym momencie potrzebuję jego osoby i daje mi tyle pozytywnych uczuć, ale jeszcze wczoraj rano chodziło przede wszystkim o odsunięcie się. Zaduch, nienawiść, przykrość, paznokcie mi schną. Nic nie zrobił, naprawdę. Byłam zła na bardzo wiele rzeczy, które robił i których nie robił, tych najwięcej. Gdziekolwiek nie spojrzałam, czekał na mnie z wytęsknieniem i na coś. Gwłacił z wielką i niewinną namiętnością. Znowu niczego niepotrzebuję, bo wszystko mi się przysłoniło spełnianiem potrzeb bliżej fizjologicznych w samotności i w pustym wreszcie domu. Nikogo już nie lubię.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

post-wraż

Przykro mi za wszystkich, którzy nie znajdują sobie słów i odpowiednich osób. Swoją frustrację wyrażają przy pomocy prostych, modnych, chwytliwych haseł. Oni nie są przecież głupi, nikt nie jest głupi. Ja mam konkretne osoby, przy których się oczyszczam i czegoś uczę w różnych językach, dopasowanych oczywiście do rozmowcy ( raczej do mnie przy nim). W którymś momencie dostałam szansę, której oni nie mieli. Zostałam uwielbiona, polubiona, zrozumiana, potrzebująca i potrzebna. Nigdy nie zerwę żadnej znajomości, nawet pewnie nie umiem.
NIE UWIERZĘ, że nie potrzebujesz zrozumienia i bezpieczeństwa! Wrażeń. W pupę wsadź sobie spokój ducha we własnym, nieodkrytym pokoju. Nie bierz mi tego za złe, ale boję się Ciebie. Obcy z klasy liceum

niedziela, 15 kwietnia 2012

bo


wszystko

Rzeżuszka puszcza mi się w powietrze błyszcząco i zielonkawo. Przereklamowane słońce jest w stanie zdziałać kilka razy mniej od lampki z żarówką 60 W, energooszczędną i ekologiczną. Możliwe, że dla wielu to powód do złorzeczenia i conajmniej eseju; ja nie umiem i boję się podejmować. Za to, w ramach wynagrodzenia: potrafię dzisiaj wymienić imiona wszystkich bohaterów gry o tron, ktoś mi w piątek opowiedział całą fabułę.
Jeden niby jest w basenie, ale jakoś te koralowce nachalnie rzucają się w oczy. Inni już prawie się przytulają bez skrępowania, na tańczące biodra jednej połowy patrzę onieśmielona. Nic się nie dzieje. Puszczam sobie piosenki, których słuchałam z mojej pierwszej empetrójki, gdy w cenie była umiejętność spamiętania kolejności nagranych piosenek. Podobają mi się pewnie jeszcze bardziej, niż wtedy. Nie znam nikogo do dzielenia się nimi, tym bardziej do tańczenia. Strasznie mi miło słyszeć czasem coś z pokoju Kuby. Moje biurko cierpiące na zły projekt (mój), chybocze się od impulsów z tańczących łokci, czyli ok.

Mama może w piątki ubierać się do pracy trochę luźniej. Ja ostatnio mogłam w piątek przynosić do przedszkola swoje własne zabawki. Plecak z Herkulesem odkładałam pod ścianą, w nim myszka miki do wkładania kartoników z grami do przyciskania i rozwiązywania zagadek. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek wie, co mogę mieć na myśli, narysuję.
Umówiona jestem z Bartkiem we wrześniu, jak co wrzesień, z czerwonym balonikiem przed wejściem do przedszkola.



czwartek, 12 kwietnia 2012

środa nocą

Dzisiejszą noc sponsoruje producent lepiku do papy. Dużo coś osób zyskuje na tym, że siedzę nocami studiując właściwości poszczególnych, dostępnych na rynku produktów na ocenę.

Rysuję szybko, miękkim, niezatemperowanym ołówkiem, gładko i mocno. Wychodzi dobrze, jak piękny rysunek. Żona podziela moją sympatię do tego typu przedstawień, robię to trochę dla niej z plotek, jakie do mnie docierają. Szybko, umiejętnie, szybko, szybko, dobrze!
Wygram zakład o przyjemność, za 45 minut

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

STA

Zachwycający zapach dociera do mnie, gdy rozplątuje włosy. Wydaje mi się nawet, że to nie nos, oczy palą od niego i chcę się zwinąć i zamknąć. Przytulić do kogoś innego, żeby to jego zapach zwyciężył z tym drugim: dalekim, obcym, intymnym, idiotycznym, w zasięgu niegdyś kogoś, komu i mój był przeznaczony przez pewien czas. Nie mogę, wąchać to trochę jak podglądać w kąpieli albo na toalecie, zadbać w gorączce.

A więc wącham, staram się trochę nachylić. Jest to nie tyle niemożliwe to przeprowadzenia, co najzwyczajniej w świecie kłopotliwe, bo wpija się pod piersi czarna, brudna ławka. Świeży prysznic był grany. Mydliny i zapach spod linii włosów, najchętniej ze skóry zaraz pod, za uchem, pod uchem, drobnym, śniadym, kolczyk z gwiazdką. Najciemniejsze włosy, przy granicy ze skórą krótkie, cieniutkie, od mojego oddechu filuterne, to one z tym zapachem i ze mną dyskutują. Szyja krótka, miękka pewnie, kark miękki(pewnie), ramiona okrągłe, błyszczący zapięty poważnym suwakiem materiał przykrywający plecy, może chociaż on zasugeruje proszek do prania lub płyn. Nie, nic nie czuję. Policzek śniady, potężny, poorany nastoletnimi problemami z trądzikiem. Ciemne brwi i rzęsy, zdecydowana linia nad prawym okiem, które zwróciło się bliżej mnie. Może ten zapach to z policzka przy uchu, jak mocno. Nie ma tutaj racji bytu nawet najbardziej rozmyta wizja zbliżenia się, dmuchnięcia, westchnięcia, wystawienia języka w celu zbadania podniecającej i ekscytującej sprawy.

Zamach, wiązanie, kucyk. Zaraz umrę. A on to przecież wąchał i pewnie nic nie czuł. Mnie pewnie też nie. Wysoki głos nie do zniesienia. Mój sąsiad się na niego krzywi, kochany. Głos tak nieznośny, jak zwierzęcy jest zapach. Swąd i odór; dobry, uzależniający, do topienia w oleju i przelewania w fiolkę. Nigdy nie jest blada. Nigdy nie płacze i nigdy nie szepce, mruczy pewnie umiejętnie.

niedziela, 8 kwietnia 2012

robimy miejsce na kolejne rzeczy






Będę zakładała inne ubrania, wszystkie będą pachnieć proszkiem do prania. Będę spała w czystej pościeli. Będę dobierała sobie czynności rozsądnie i biorąc pod uwagę ich priorytet. Skrócę włosy, dopiorę twarz, przestanę przyjmować rzeczy, które będą sprawiały przykrość mojemu ciału. Będę wywiązywała sie z obowiązków. Czas na prosty tryb działania

Pozdrawiam mamę, tatę, dziadków, wujków, kuzynki, brata, kolegę, drugiego i nowego, koleżanki też.

piątek, 6 kwietnia 2012

FNS to podróba

Zdala ode mnie ten, kto nie potrzebuje najszczerszego i głupiego uśmiechu. Nic nie jest idealnie, wszystko jest wystarczająco. Idealna płaszczyzna do rozpoczynania nowych przedsięwzięć! Zostało mi: nauczyć się jednego, dwie rzeczy wykonać, jedną pożyczyć, opracować jedno. Dadada
Znasz coś lepszego niż żonkile? Sześć czekoladek na udaną drogę i szerokie przygody! Mam już kogoś na cieszenie się następnymi miesiącami, tylko czy starczy? Może znowu ktoś nowy? fuj fuj Ten idealny, uwielbiony już, strach myśleć co dalej.
dadada
Nadal mam usta przesolone wczorajszym wieczorem i snem. Popijam zielone i słodkie rzeczy, przyglądam się czerwonym i wącham żółte(!). To się dzieje tylko raz do roku, z tymi żonkilami. Nie znoszę tego koloru przed cały rok oprócz teraz. Jestem daleka od oznajmienia, że jest mi idealnie, bo siedzę w zawieszeniu od kilku miesięcy. Dzisiaj wieczorem, w tym momencie, nie jest mi źle. Oddam się chętnie nudnej czynności, której efekty będę mogła sprawdzać i podziwiać tak często, jak będzie mi się chciało. To chyba cenię w rysunku.
dadada, aha



czwartek, 5 kwietnia 2012

odwrót

I czego ja mogę oczekiwać od tych ludzi? Pocieszenia? Jest sens czegokolwiek?
Nawet nie o to chodzi, że tego nie dostanę, prędzej o moje samopoczucie po fakcie. Do czego w ogóle dążę? Wykonałam przecież wszystkie czynności, które wydawały mi się odpowiednie i logiczne, mówiłam to wszystko i słuchałam tego wszystkiego i teraz jest koniec. Gdzie powinnam się zatrzymać, żeby czuć się najlepiej? Dla mnie definitywny, już nie będzie radosnego podniecenia. Że niby co należy robić ze sobą przy takiej osobie i o co ją prosić?
Gdy już zacznę nie mogę przestać i nic do mnie nie dociera.
Czasami myślę, że to tylko nałóg i wolałabym pozostać przy dobrych relacjach tylko z Panią ze sklepu.

wtorek, 3 kwietnia 2012

w ogóle

Nowy dzień nowe problemy.
Niechaj mi zapełnią wszystko aż do przełyku chęciami i potrzebami! Brakuje mi pomysłów i życia. Nic się nie zmienia, już nawet kursywa nie dodaje elegancji, a czyste ubrania schludności. Ciągnę od dawna z tych samych źródeł i mam chwile, w których bardzo mi to przeszkadza. Źródła wyczerpują chęci i zasoby apteczek pierwszej pomocy. Gorzej, że czasem z niesmakiem jeszcze czegoś tam szukam. Wszystkiego, co było dla mnie i o mnie, prawie już nie ma.
- pożycz!
- nie, kończy mi sie.
Nowa rzeka? Nie chce mi sie już łowić.


NA ZAMEK!!

Świeżość, siłę i energię nazwę nowością. Nowości miałam wspaniałe ilości, co to była za wycieczka!
Rozkręcało się powoli, nikt nie był mną zainteresowany, a to oczywiście przekładam sobie w głowie na jestem nieinteresująca= trzeba to jak najszybciej zmienić. Krok pod górę i kolejny wyżej, pot na plecach, mokre włosy w oczach chłód na karku, pieczenie na udach, kłócie zimnego powietrza w gardle, zdzieranie mojej ulubionej i najgładszej skóry na wierzchu ramion od wypełnionej niepotrzebnym torby, w końcu szczyt. I kolejny. I jeszcze wieża na sam koniec. MIEJSCE. Myszołapy, wiatr taki, że gdybym postawiła kubek z herbatą, chybaby się zachęcony rzucił w dół, cegły cegły cegły, pokonane najpiękniejsze stalowe schody, jakie kiedykowiek widziałam! Schodzimy: Piotr się śmieje, Darek dowcipkuje ze mnie, Magda opowiada, jak mi dobrze!
Nowość dwa, to błoto, ogromne aścieżkowe pola, które pokonywałam bez nadziei na schronienie w zamkniętych eksponatach skansenowych. Poszłam sama, weszłam na wiatrak, obejrzałam okolicę i obrałam kurs na województwo świętokrzyskie. Tam mieli takie bielone, masywne chatki o bardzo grubych plecionych dachach. Wymiar takiego oscyluje chyba w granicach 40-50 cm. Za nimi miało być pole na wymarzone zdjęcia lokalizacji projektu. Wtedy runął na mnie grad po raz pierwszy. Tuląc do piersi pożyczony od wspaniałej aparat szłam skulona, pod wiatr i pod gradobicie w stronę podobno najbardziej imponujących spichlerzy w okolicy. Oddychałam miarowo, w takt wymyślony na samym początku, gdy jeszcze nieregularność nie sprawia takich problemów. Krok za krokiem, czułam już każdą kroplę na piekących udach, ale nadal było mi ciepło na plecach. Patrzyłam tak nisko, że nawet na ziemię za sobą.

Znalazłam spichlerze, ale już nikogo nie było. Dwadzieścia i sześć osób zniknęło bez śladu. Trzeba było widzieć moją radość! Może o mnie zapomnieli i wrócą śmiejąc się z mojej dzielności, najlepiej! Wracałam powoli, obok apteki i obory. Przed nią zmoknięte koguty. Ich tragedia uzmysłowiła mi, jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa. Wróciłam do bramy i dostałam telefon od El., że czekają w samochodzie. Wyszłam, przede mną siedział ogromny parking i samochód 60 metrów dalej. Wszystkie samochody pełne zimnych jeszcze ludzi. Idę.
Wyciskam wodę z włosów w paski, rozprostowuję się. zapinam torbę, a wszystko to dbając o krok, który jedną stopę stawiać będzie dokładnie na linii pomiędzy drugą stopą, a celem. Starszy się uśmiecha, otwieram drzwi, mówią coś o mokrych kurach i o mnie.

Dwie godziny później pojawia sie słońce i ciepły wiatr. Mam kurtkę trochę za dużą, ale bardzo ciepłą, ciemne okulary i tylko chusteczki z aparatem, wbiegam na górę pod zamek prawie w kilka minut. włosy mi powiewają, nastawiam się jak mogę! Osiągnęłam szczęście absolutne i nowość i energię. Skakać, hasać biegać, kochać, turlać, całować, mnożyć i dodawać. Moi towarzysze szukali skarbu w zamku, podobno musi być gdzieś ukryty w murach albo pod ziemią, no nic, TRZEBA KOPAĆ, ZNAJDUJEMY!


piątek, 30 marca 2012

troskliwa

Mam w szafie dokładnie wszystkie skarpetki oprócz tych, których potrzebuję. Wyjazdy, nawet dwudniowe i w zime, wietrzne i mokre miejsca, budzą we mnie pewną obawę o to, że dużo rzeczy może się tu bez moich nieustannych ingerencji popsuć. Nieźle pracuję nad nimi codziennie po powrocie do domu.
Chcę pomagać ludziom, wyświadczać im przysługi, a w zamian potrzebuję uwagi, sympatii, uprzejmości, żebym mogła ze wszystkimi komfortami w zestawie wyrażać siebie i brać pełnymi garściami z woreczka emocji międzyludzkich.
Chyba nigdy nie potrafiłam tolerować i rozważać umów podpisanych przez kogoś z pełnym przekonaniem do ich słuszności. Nie lubię na przykład uważania zwykłej empatii za wirtuozerię wśród głębokich i górnolotnych uczuć. To już było! Nie musicie mnie tego uczyć, wiem kiedy posługiwać się tym, a kiedy nie. Przy pomocy narzędzia zerojedynkowego mogę malować i komponować, co zechcę! Raz będę tu, a raz nie. A współczucie niechaj będzie pigmentem, będę cieniowała, a nuż zechcę zamalować całość.


wtorek, 27 marca 2012

piszę w językach

Już pewnie na zawsze pozostanie to dla mnie tajemnicą. Dlaczego pisanie ma tyle powabu; subtelność, bejcowane drewno, brzydkie spodnie i zabawianie człowieka, który znalazł chęć na bieganie wzrokiem po okropnie nudnych literkach. Czuję się kokietowana.
Nie znoszę czekać długo na intensywne doznania, gdy czegoś potrzebuję chwytam się tego, co mam najbliżej: sentymentalnych nawiązań i przypominania sobie i wyobrażania. I to jest sedno sprawy!
I kiedy teraz monologuję do zegarka wysokość 20cm szerokość 20cm oklejony cynamonem, w którym nie zmieniłam baterii od mojego urlopiku (bo najczęściej całkiem odpowiada mi czas, w jakim się zatrzymał), zauważam, że taki blog jest mi potrzebny.
Mam na imię Zuzia. Jestem bardzo młoda, mam jasne włosy. Prawie zawsze mam zasłonięte okna, bo po drugiej stronie ulicy mieszka jakiś licealista, a jego okno jest lustrzanym odbiciem mojego. Czyli może sobie badać, czy mam się dobrze o każdej porze i nawet bez powodu i w piżamie.

Istnieje pewne podejrzenie, że nigdy mi się nic nie uda, za dużo strachu, że niby potrzebuję bezpieczeństwa, tu powinnam wysiąść, przepraszam, przepraszam bardzo, pomoże mi Pan? dziękuję, przepraszam, o dziękuję, tu zostaję. Boję się, że nie starczy dla mnie pieniędzy na emeryturę i zastanawiam się, w wieku ilu lat powinnam zacząć sama sobie odkładać.
Wszyscy radośnie, dziarsko, w równym tempie! Od początku i wyraźnie:
AAAu-szalalala



nie umiem się schować, gdy powinnam



Czekam aż oni wszyscy się pojawią i nie będę mogła złapać tchu. Propozycję każdą przyjmę szybko! Chcę kiedyś móc wrócić do pewnych swoich stanów i je zrozumieć, żeby już więcej nigdy się tak nie czuć. Przespana mama i tata, wieczorem, w ciągu dnia, już nikt nie chce. Nikt nie zostawił śladów, nic nie pamiętam.

Śniło mi się, że przyszłam do skłotu w którym była przychodnia. Przy wymalowanych bardzo kolorowo ścianach, w zapachach tynku, papy i benzyny stały łóżka szpitalne. Przyjmował mnie Zenon Ziembiewicz, jednak rześki i jakiś sympatyczny facet. Ludzie coś jedli i pili na zewnątrz, podobno weszłam bez kolejki i ktoś zaczął jęczeć w bólach na pokaz. Jakiś kominiarz miał drabinę zaraz przy wyjściu z gabinetu, zamachnął się, ale sprężyście uchyliłam się w stronę biesiadników. Może zacznę czytać senniki?

poniedziałek, 26 marca 2012

***

Bardzo się cieszę, dzień dobry mój!

Czekam aż wrócą do mnie utracone kilka lat temu umiejętności układania myśli, bezczynnie oczywiście. Nie mam teraz czym się inspirować i w kogo wierzyć, nie chcę niczego słuchać, chyba że ktoś mnie poprosi i spyta o zdanie. Dowodem pisanie bloga, zawsze uważane przeze mnie za sposób spełnienia jakichś najbardziej narcystycznych i intymnych fantazji o sobie.
Pisząc tutaj poczekam, aż coś napiszę.